Translate

sobota, 22 sierpnia 2015

Czy Polacy nie lubią emigrantów - Polaków? czy ogólnie nie lubią Polaków ?

Przeczytałam wpis na blogu pt :" Polacy nie lubią Polaków,którzy wyjechali...a najgorsze są nasze dobre koleżanki..."
Chciałam skomentować , ale tego  co  mam do powiedzenia nie da się tak ująć w krótkim komentarzu, stad ten wpis.

 Mam za sobą 9 lat doświadczeń emigrantki i nigdy nie dostałam szpili od dobrych koleżanek na temat tego jak to mi dobrze za granicą i nic nie wiem o realiach w Polsce, od zwykłych koleżanek również nie ...ani od tych złych...od nikogo!Śliskie tematy polityczne pojawiały się i pojawiają,  ale  nie obrażam się o stwierdzenie,ze nie powinnam popierać tych czy tamtych skoro tu nie mieszkam. Szanuję ten punkt widzenia, chociaż się z nim nie zgadzam i ciągle chcę mieć prawo głosu w Ojczyźnie. Może w końcu wybierzemy kogoś kto znajdzie zloty środek i pozwoli  wrócić tym , którzy chcą wracać

Wszyscy  dawni znajomi,sąsiedzi odnoszą się do nas z sympatią. Nie, wyjątek... wspólnota mieszkaniowa w Kluczkowicach(nie pozdrawiam pan Ewy i Marysi) kiedy szykowaliśmy mieszkanie na sprzedaż utrudniały jak tylko mogły nam życie, ale to wynika z ich wrednej natury a nie naszej emigracyjnej rzeczywistości. Kiedy tam  mieszkaliśmy też utrudniały życie. Jeśli kiedykolwiek będę robiła spis przyczyn naszej emigracji panie będą miały wysoką lokatę na tej liście.(Opowiem na pewno jak na moją prośbę o włączenie centralnego ,pani ewa kazała mi się modlić, bo tylko bóg możne mi pomoc i wiele podobnych sytuacji, temat na długi wpis)

Nie uwierzyłam,ze tak nas w Polsce nienawidzą. A jednak. Jeden z moich facebukowych znajomych napisał,ze męczą go Polskie upały i tęskni do Islandzkiego chłodku. I to wystarczyło żeby wywiązała się pod tym dyskusja, która pokazała mi,ze to się dzieje naprawdę. Rzeczywiście jest jakiś żal w ludziach.I tęsknią do wyobrażenia o lepszym życiu na emigracji, zbudowanego często na podstawie nieprawdy przekazanej przez emigrantów na wakacjach. Sama pewnie przyczyniam się do tego i nikogo za to nie winię. Kiedy jadę na wakacje sporo czasu zajmują mi zakupy. Nie dlatego,ze mam kasy jak lodu, ale dlatego,ze nie mam gdzie tu  kasy wydawać. Jedyny sklep z ciuchami ma taki "badziew",ze na bazarach w Polsce można się ubrać
 o niebo lepiej , a ceny jak w najlepszych butikach. Czasem jeździmy do stolicy i tam sklepy są pełne towaru, ale wiedząc ,ze za parę miesięcy będziemy na wakacjach ,lepiej zbierać pieniążki i zrobić fajne zakupy w Polsce. Jeśli ktoś nie wie,ze to jedyne ciuchowe zakupy w roku, możne pomyśleć,ze dorobiłam się za granicą nie wiadomo czego.
cytuję:
"W zamian mamy – rozdarcie… To jest ta druga strona medalu, o której się nie mówi. My też o niej nie wspominamy. Wolimy o tym nie myśleć, wolimy tego nie czuć…"

pisze mama z prądem i pod prąd. Może dlatego,ze nie mówi się o tym, co się czuje jest taki stosunek znajomych do niektórych emigrantów? Dlaczego właściwie nie mam powiedzieć o tym,ze tęsknię, ze niemal każdego dnia przekonuję siebie,ze postąpiłam słusznie wywożąc rodzinę za granicę,jak często robię bilans zysków i strat tamtej decyzji.
Ja wiem,ze świata nie zmienię,ale mogę mieć wpływ na opinię moich znajomych o mojej emigracji.To taka kropelka w morzu potrzeb. Również dlatego zaczęłam pisać bloga, żeby pokazać jak czuję się na emigracji w Islandii.

A możne mi nie zazdroszczą bo po prostu emigracja emigracji nierówna?Gdzieś tam gdzie nas nie ma jest lepiej... Tu na Islandii nie ma czego zazdrościć. W Polsce miałam mieszkanko, wynajęte ale zawsze pełne przyjaciół, tu mam duży dom ale zwykle pusty...w Polsce miałam prace w tak zwanym" wyuczonym zawodzie" a tu, schowałam wszystkie dyplomy do szuflady i  kroje ryby...niby czego mi zazdrościć i wbijać szpile ?Leżącego się nie kopie. A jednak! Jest ktoś kto mnie nienawidzi i dał to dobrze poczuć.

 Mogę rozwinąć wątek i   powiedzieć,ze Polacy nie lubią Polaków ale tu ,za granicą. Tego co przeszłam z rodaczkami opisać się nie da w jednym tomie...dopiero tu za granicą poznałam co to zazdrość, zawiść , niezrozumienie... nie można uogólniać,a to ,ze spotkało mnie coś złego  nie znaczy,ze wszyscy są źli.

Często słyszę,ze Polacy nie przyznają się do Polaków spotkanych przypadkiem. Tak właśnie jest. Wcześniej zagadywałam każdego :" o słyszę,ze mówisz po Polsku, skąd jesteś, miło Cię spotkać", itp teraz robię swoje i nie zaczepiam,nauczyłam się tego w mojej pracy. Nie mów! możne nie zrozumieją o czym mówisz i obrócą to przeciwko tobie...

Jeszcze jeden przykład. Mój syn mówi świetnie po islandzku i po angielsku .Chciał w Reykajviku zamówić kanapkę. Obsługiwała go dziewczyna z typowym polskim imieniem na plakietce. Syn zaczął po islandzku, to prosta sprawa, nazwy składników kanapki, jednak dziewczę dopytywało ciągle jakby nie dosłysząc, wiec przeszedł na angielski i podobna sytuacja. Mąż podpowiedział żeby przeszli na polski to będzie im łatwiej dziewczyna zarumieniła się ale dokończyła po islandzku...Oczywiście to nie jest regułą, dwa stoiska dalej zastanawialiśmy się co wybrać kiedy podszedł kelner i po polsku polecił nam pyszne danie.



Nie uogólniajmy proszę sytuacji,
 bo jak słusznie  zauważa mam z prądem , każdy człowiek czy rodzina to zawsze inna historia. 

 Tacy widocznie jesteśmy my Polacy,ze zawsze potrafimy znaleźć  powód aby komuś szpilę , aby kogoś posłać na łopatki , aby komuś cios poniżej pasa...walczmy z tym! Zróbmy coś tu i teraz zamiast  licytować się komu lepiej, zamiast rozpamiętywać powstania i szukać dziury w całym!

https://mamazprademipodprad.wordpress.com/2015/05/30/polacy-nie-lubia-polakow-ktorzy-wyjechali-a-najgorsze-sa-nasze-dobre-kolezanki/




zakupy w Londynie na youtube

Przygotowuję się do wycieczki zakładowej do LONDYNU(ja wiem nie ma takiego miasta, jest LĄDEK , Lądek Zdrój) Musze to dobrze zaplanować bo 4 dni na zwiedzanie i zakupy to trochę za mało. ŹRÓDŁO INFORMACJI YouTuba wystarczy wpisać hasło" zakupy w Londynie" i już mamy kilka propozycji. Wybrałam sympatyczną dziewczynę i słucham prawie 15 minutowych relacji z zakupów. Pierwszą piżamkę z Primarka pokazała po półtorej minuty, kolejną minutę opisywała jej walory, i pokazała drugą piżamkę, następnie skarpetki , kapcie i znowu piżamka. W piątej minucie pojawiają się ciuszki dla dziecka a następnie torby szmaciane na zakupy. Potem coraz lepsze rzeczy: herbata w puszce w kształcie budki telefonicznej i wreszcie magnesik na lodówkę i breloczek w kształcie budki. Tu nastąpiła kulminacja,w środeczku filmu ok 7 minuty, dziewczyna mówi,ze własnie po to tam pojechała : KUBEK ma już jeden z Los Angeles ,ale od koleżanki, ten ma wielką wartość bo sama po niego pojechała! Dalej czekoladowy klucz dla brata i kilka kosmetyków. Przepraszam,ze nie rozumiem. Jeśli w tym Londynie można zrobić aż takie zakupy to możne jednak skupie się na zwiedzaniu?
Zazdroszczę ludziom, którzy mogą pojechać na zakupy po kubek, magnesiki i breloczek ja wyjeżdżając z Islandii dostaje zespołu niespokojnych nóg RLS, biegam po sklepach i wszystko chce kopić.Wracam obładowana bagażem i mam w nosie,ze kupuję najlżejszą torbę a potem pakuję w folie żeby się nie rozleciała(wiadomo jak na lotniskach traktują walizki) byle była duża i lekka(niestety jest limit na bagaż , muszę kombinować).

Filmikiem jestem rozczarowana ,ponieważ spodziewałam się szalonych zakupów a dostałam piżamki z Primarka. To nie wina nagrywającej ale moich oczekiwań! Z Londynu chcę
wrócić z pełną walizką i niesamowitymi wrażeniami. Byle nie karmili nas rybą zakupioną w Sjavaridjan nie ufam rybie, z której sama nie wybieram robaków  ;)

kupuję auto na Islandii

 Nasze trójmiasto to Hellissandur za 3 kilometry Rif i za 6  od Rifu Olafsvik. życie nasze krąży między tymi miasteczkami: apteka w OLAFSVIKU , bank i monopolowy w Olafsviku, basen i poczta w Olafsviku, praca w Rifie a mieszkamy w Hellissandur. Bez auta nie ma o czym mówić a najlepiej żeby były dwa. Najtrudniejszym momentem, jeśli nie masz pieniędzy na nowe auto(a my to robotnicy z fabryki, nie ..dyrektory,, więc nie mamy na nowe)jest znalezienie czegoś odpowiedniego.  Poszukiwania zaczęliśmy od bilasolur.is na karteczkach wypisaliśmy interesujące oferty i panowie pojechali 250 kilometrów do stolicy sprawdzić na żywo, to co w internecie wyglądało kusząco. Jednym słowem to co zobaczyli to była masakra. Szczytem była yaris z dziurą w dachu, zalepioną taśmą i tłumaczenie właściciela,ze powstał pęcherzyk a on go zdrapał i tak drapał dalej aż "dodrapał się" na wylot...przyjechali z niczym. Wieczorem spojrzałam na facebooka i tam zaledwie godzinkę wcześniej wystawiono auto dokładnie takie jak chciałam i to w Olafsviku. Pojechaliśmy oglądnąć , spodobało się ,zaproponowaliśmy więc swoją cenę. Islandczycy tak się dziwnie targują. Wystawiają towar i cenę a potem jakby to była licytacja, chcą więcej.

 Tak kiedyś chcieliśmy odkupić stół. Cena była 35 tysięcy, pojechaliśmy obejrzeć(po uzgodnieniu telefonicznym) a kobieta pyta ile dasz? bo jest ktoś kto daje 35 , ja napalona jak arab na kurs pilotażu mowie 40,właścicielka przytaknęła a mój mąż już pobiegł sprawdzać czy uda się zabrać stół do zafiry. Tymczasem właścicielka zadzwoniła gdzieś i powiada ,ze mam dać więcej bo już ma tu 40 , podziękowałam i wyszliśmy. Jeszcze nie wyjechaliśmy z Olafsviku dzwoniła,ze możemy zabrać za 35. Jednak już byłam tak zdezorientowana tą licytacją,ze zaproponowaliśmy 25 i pojechaliśmy do domu (a stół kopiliśmy gdzie indziej i ładniejszy)

Właściciel autka powiedział,ze da nam odpowiedz na drugi dzień wieczorem, ponieważ ktoś jeszcze jest zainteresowany. Na drugi dzień nie czekał do wieczora, dal odpowiedz po południu. Wieczorem podpisaliśmy umowę i to koniec.  Były już Właściciel wyśle tą umowę do biura w Reykjaviku , my dostaniemy dowód rejestracyjny pocztą na adres domowy. Firma ubezpieczeniowa, którą podaliśmy przy podpisaniu umowy dopisze nam ubezpieczenie zakupionego autka do pakietu ubezpieczeń (dom od pożaru, rodzinne, auto). Nigdzie nie musimy już chodzić ,załatwiać niczego, żadnych urzędów skarbowych, wymiany tablic, żadnego chodzenia po ubezpieczycielach, wydziałach komunikacji czy gdzie tam jeszcze trzeba ganiać w Polsce zamiast cieszyć się nabytkiem.

A i jeszcze przy rozliczaniu podatku nasze nowe autko już będzie na gotowym dokumencie, wpisane i wzięte pod uwagę. Łatwe ?Łatwe jak nasze życie na Islandii...

piątek, 21 sierpnia 2015

stop reklamom

Wkurzają Was reklamy w tv? Mnie bardzo. Wracam po pracy zmęczona i chciałabym odpocząć leniwie przed tv. Mamy pełny pakiet Polsatu. Kanałów cala masa, biorę pilota i szukam. pamiętniki z wakacji, Dzień który zmienił moje życie, Trudne sprawy...ok, mam jeszcze wiele innych kanałów i szukam...pilot pracuje a moje zdenerwowanie rośnie. Kiedy już wreszcie trafiam na coś interesującego, a poznaję raczej z opisu na dole ekranu, jest bloczek. Ta bloczek! BLOK reklamowy, i tak skacze po kanałach od "bloku" do "bloku" reklamowego i już nie mam ochoty na odpoczynek przed tv, wiec za co płacę abonament?

Druga sprawa: dali nam do dyspozycji dwa dekodery," multi rom". Podłączyliśmy sobie drugi w sypialni i zadowoleni ,zmęczeni po pracy układamy się i chcemy chwilkę przed snem popatrzeć. A tu pojawia się komunikat: "twój dekoder zostanie zablokowany. włóż kartę z dekodera głównego". Ja rozumiem pierwszy miesiąc, rok ale to trwa ponad dwa lata! Chyba pora przestać po pewnym czasie własnego klienta traktować jak złodzieja programów i dać już spokój z tym ganianiem miedzy dekoderami.       Mamy pełny pakiet , nie chcemy kraść cennych bloczków reklamowych a tylko trochę rozrywki po ciężkim dniu pracy.

A te reklamy! Głupoty koszmarne!kobieta gadająca do plam po kawie, obrzydliwe czerwone robale powtarzające daj mi nogę...ble...

Proponuję zrobić taką akcję: wyłączajmy tv natychmiast jak wchodzi bloczek, oni tam badają jakoś oglądalność programów, możne ktoś zwróci uwagę ,ze spada im słupek popularności jak tylko przerywają program tymi głupotami. Niech znajdą inne rozwiązanie , przecież produkcja tych wybitnych programów nie możne aż tyle kosztować ,żeby zadręczać nas reklamami.

PS. Dzisiaj na facebooku(no a jakże , bo gdzieżby indziej ;)) znalazłam obrazek z grupką harcerzy , którzy wrzucili już drugie opakowanie braveranu do ogniska a "konar nie zapłonął". Przypomniała mi sie historia córki sąsiadów z czasów kiedy reklama była w powijakach. Mała wtedy dziewczynka przed szkolnym wyjazdem na basen poprosiła rodziców o tampaxa. Zdumieni zapytali po co ci to? A Mała ,że chce czuć się na basenie bezpiecznie... Dziecko recytowało reklamę.... zróbmy coś z tymi reklamami zanim  durne filmiki  będą jedynym "programem" nadawanym przez tv !

niedziela, 9 sierpnia 2015

PIANKA NA BISZKOPCIE


PYSZNA PIANKA NA BISZKOPCIE


Jeśli macie ochotę na lżejsze ciasto polecam PIANKĘ NA BISZKOPCIE

SKŁADNIKI:


BISZKOPT:4 jajka,1/2 szklanki maki pszennej, 1/2 szklanki maki ziemniaczanej, 3/4 szklanki cukru,1i1/2 łyżeczki proszku do pieczenia, 4 łyżki wody
PIANKA: 1 białek, 2 galaretki czerwone, 1 galaretka zielona, 3 łyżki cukru pudru,


WYKONANIE:
zaczynam od przygotowania galaretek, dwie czerwone rozpuszczam w 600 ml wody(troszkę mniej niż w przepisie), zieloną rozpuszczam i odstawiam do stężenia, trzeba uważać żeby nie stężały zbyt mocno, jeśli tak się stanie wystarczy odrobinę podgrzać.

biszkopt: ubij białka, dodaj  ,cukier, dodaj po jednym żółtku, wodę, na koniec dodaj  mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia. Gotowy biszkopt odstawiam do wystygnięcia, następnie kroję na pół.
Jak widać na zdjęciu upiekłam ciasto
w naczyniu żaroodpornym, można oczywiście w normalnej blaszce ,wtedy po upieczeniu wyjmujemy biszkopt, kroimy na pół. Blaszkę wykładamy pergaminem i przygotowujemy ciasto w blaszce.

Podaje proporcje do ciasta na zdjęciu, jednak czasem robię biszkopt z 1/2 porcji i wychodzi tylko na spód ciasta wtedy galaretka zielona powinna trafić na wierzch ciasta .

Wykonanie pianki: ubijam białka , dodaję 3 łyżki cukru pudru następnie stopniowo ciągle ubijając tężejąca galaretkę.Powinno postać w lodówce 2 godziny żeby galaretka stężała.


Naleśniki po węgiersku


NALEŚNIKI PO WĘGIERSKU


Naprawdę nie pamiętam dlaczego tak się nazywają. Przepis znalazłam w książce kucharskiej jeszcze w czasach kiedy jednym z moich zadań było czytanie książek w pracy(oczywiście w uproszczeniu, chodzi o znajomość księgozbioru a nie o wszystkie treści w nim zawarte)



  masa serowa: twaróg, śmietanka, 2 żółtka, 2 łyżki cukru pudru, łyżeczka cukru waniliowego(tu cukier waniliowy jest jak cukier puder) 
wszystkie składniki wymieszać, nie powinno być zbyt słodkie
Nie podaję proporcji, ponieważ sama robię wszystko "na oko".Usmażone naleśniki smaruję masą serową i układam w naczyniu żaroodpornym.
Jeśli chodzi o ciasto naleśnikowe dodaję pianę z białek i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia żeby były bardziej puszyste.

Na warstwę naleśników układam masło i zasypuję cukrem(używam brązowego, ale w Polsce zwykły był również smaczny), zalewam to śmietanką i układam drugą warstwę naleśników.Znowu cukier i masło i do piekarnika. Temperatura 200 stopni , zapiekam aż do zrumienienia cukru. Powstaje słodki , karmelowy sos.




Po zapieczeniu wygląda tak, najlepiej smakuje z mlekiem. Można odgrzewać na drugi dzień, u nas rzadko zostaje, robimy podejścia cały dzień ;)




KRIA dla lubiących ptaszki

Te piękne małe ptaszki wybrały sobie teren naszej gminy na gniazdowanie.Szczególnie dużo jest ich pomiędzy Hellissandur a Rifem. Wybudowali nawet tam ścieżkę, którą chodzić się da tylko kiedy ptaszki już odlecą i do nowego sezonu zanim przylecą. Oczywiście Islandczycy, którzy jak wiemy z filmu "Asterix w służbie Jej Królewskie Mości" nie znają strachu, mogą tamtędy chodzić zawsze.Jak widać na zdjęciach poniżej małe wsparcie w postaci dużego kołka nie zaszkodzi. Nawet najodważniejszy człowiek czasami wsparcia potrzebuje na ścieżce dla KRI (i ogólnie w życiu tez nie zaszkodzi).

Podobno Kria atakuje jak piorun , najwyższy punkt.

To jest widok straszny! Apeluję do ludzi , przecież stoją znaki ostrzegające przed ptakami. Wystarczy zwolnić, one naprawdę w końcu uciekają. 
Ten  żywy  na zdjęciu poniżej to młody, już troszkę polatuje i pewnie niedługo się stąd zabiorą,
 ale tylko te,które przetrwają !



Widzicie te białe plamki? Tak, to jest to ! Natura!Jak nie podziobią to na pewno os...ją ;) zapraszamy do spacerów po ścieżce dla Kri !


One za bardzo się nie boją, w końcu to one są u siebie! Były tu pierwsze zanim człowiek pobudował domki.



Wybudowali stanowisko do obserwacji ptactwa, postawili tez ławeczkę i stolik, przy  którym odważni i nieświadomi niebezpieczeństwa turyści zasiadają, żeby odpocząć i coś zjeść.Powodzenia ;)








Pole namiotowe wyposażone w toalety jest troszkę dalej, ale trzeba płacić. Tutaj można biwakować za darmo, ale gdzie siusiać?Widzicie ten czarny punkcik mniej więcej po środku miasteczka namiotowego? taaa...najbliższe krzaki daleko...


podróż stopem przez Islandie

21 czerwca w grupie Polacy na Islandii pojawiło się zapytanie ,prośba o noclegi.Pytała dziewczyna wybierająca się z dwiema koleżankami w podróż stopem dookoła Islandii. Zareagowałam od razu żeby mi nikt dziewczyn nie zabrał w dogodnym terminie. Byliśmy akurat w trakcie pakowania się na urlop. Zaimponowały mi odwagą , chęcią poznawania świata. Niesamowite dziewczyny !Tak sobie je wyobraziłam i nie zawiodłam się .
 Jestem ogromnie ciekawa  jak odbierają nasza wyspę turyści, chciałabym poznać opinię kogoś kto przyjeżdża tu nie do roboty a podziwiać KAMORY i nie mogłam się doczekać spotkania.
Umówiłyśmy się, jednak dziewczyny przesunęły termin przyjazdu. Troszkę to nam już krzyżowało plany, ponieważ tuż przed urlopem umówiliśmy się z przyjaciółmi. I już bałam się ,ze nasze spotkanie nie dojdzie do skutku. A jednak ! Udało się! Mam nadzieję,ze opowiedzą(możne na naszej grupie na facebooku?)
 z jakiego powodu przybyły do nas nieco później, bo to kapitalna historia( ja nie czuję się upoważniona do opowiadania jej).
 Nie pozwoliliśmy im zasnąć od razu,zabraliśmy dziewczyny do Olafsviku żeby zobaczyły jak wygląda miasteczko wystrojone z okazji DNI OLAFSVIKU. My tu prześcigamy się w tworzeniu dekoracji, ale o tym napisze innym razem. Wstąpiliśmy do nowo otwartego baru w HOTELU OLAFSVIK, ponieważ pracuje tam mój syn i studentki z Polski. Potem jeszcze zawlekliśmy dziewczyny do muzeum-skansenu w Hellissandur, potem na białą plażę, tutejsza atrakcje turystyczna . Na koniec pokazaliśmy dziurę w ziemi z ciekawą historią* i wreszcie późno w nocy poszliśmy spać. Rano dziewczyny wyjechały a ja poczułam niedosyt. Jaka szkoda,ze nie mogły zostać dłużej,  tyle dziur z ciekawą historią w okolicy chciałam im pokazać!
Mam nadzieje,ze jeszcze się kiedyś spotkamy.
Zachęcam wszystkich do nocowania turystów, mają coś ciekawego do powiedzenia obie strony  na tym skorzystają.

*CIEKAWA HISTORIA DZIURY W ZIEMI
Niedaleko naszego miasteczka jest dziura w ziemi. Podczas ostatniego spaceru zauważyliśmy,ze nakryli ją czaszką wieloryba , ogrodzili barierką i postawili tabliczkę z historią tego miejsca. Ponieważ mój islandzki jest komunikatywny( koniec pauzy, do roboty, patrosz rybę ) poprosiłam syna żeby przetłumaczył historię dziury w ziemi. Historia wygląda tak. Kiedyś w tym miejscu było źródło,ale już go niema. Przyjechał tu potomek tego co widział to źródło,żeby to źródło znaleźć ale nie znalazł. Potem przyjechał tu drugi, co wiedział gdzie to źródło jest i znal kogoś kto wiedział gdzie to źródło jest i tez tego źródła nie znalazł. Dziura jest na pamiątkę poszukiwań źródła, o którym ktoś słyszał, ze ktoś je widział.
 Oczywiście przesadziłam z tym tłumaczeniem(a i islandzki znam ciut lepiej) . Chodzi mi o to ,ze czasem czekam na puentę historii a tej puenty  po prostu nie ma. Czekam na awanturę, romans albo chociaż dramat w miejscu gdzie stawiają te swoje tabliczki z sagami a tam nic się nie działo. Wszystko dla turystów,którzy zaczynają im coraz bardziej przeszkadzać, a to ktoś wyrwał cenny mech(faktycznie przy tym klimacie dziura po namiotach zarośnie pewnie za kilka lat), a to sika gdzie popadnie bo wprowadzili 200 koron za ubikację na Gulfos. Właśnie na Gulfoss jest kolejna fascynująca saga. Postawiona niedawno( 5 lata temu tam byliśmy a tablicy nie było). Historia kobiety, która tam przychodziła. I właściwie na tym się ta historia kończy.Taka puenta. Czekałam,żeby się zakochała i tu przychodziła na schadzki z ukochanym , albo żeby rzuciła się w wodospad jak Wanda co nie chciała Niemca żeby bronić jakiejś słusznej sprawy a ona nic, tylko lubiła tu przychodzić, bo w chałupie dwucyfrowa liczba rodzeństwa.No ma Gulfos patronkę.








czwartek, 6 sierpnia 2015

parawaning

W mediach zaszumiało nowym tematem. Grodzenie terenu na plaży parawanem PARAWANING. Pamiętam moje pierwsze wyjazdy nad Bałtyk. Zabierała mnie Chrzestna ze swoimi dziećmi. To wtedy zauważyłam i zapamiętałam parawany. Kolorowe tkaniny nabite na  kołki, wytyczające "mój kawałek przestrzeni". Byłam małą dziewczynką, ale zapamiętałam je. Dlaczego? Ludzie chcą odgrodzić się nimi od innych, pokazać ,ze są lepsi ponieważ udało im się zająć miejsce najbliżej wody. Zupełnie nie rozumiem po co?. Do Bałtyku i tak nie da się wejść. To przejaw naszej narodowej ambicji źle ukierunkowanej. Ja za swoim parawanem chciałam ukryć moją skromną rudowłosą osobę. Nie muszę mówić jak działa słońce na skórę rudaska. Pierwszego dnia czerwień , drugiego bąble a trzeciego schodząca skóra. Tak było w czasach kiedy kremy z filtrem nie były tak popularne. Teraz używam Oriflame i mogę zapomnieć o tamtych skutkach opalania.
Kiedyś usłyszałam od zupełnie przypadkowej, obcej osoby, był to pierwszy dzień na plaży , chociaż z moją cerą nie ma to  większego znaczenia. Usłyszałam: A TA CO TU TAK STRASZY TĄ BIELIZNĄ i nie chodziło o kostium kąpielowy a rzecz jasna o moją jasną karnację. To na długie lata przekonało mnie ,ze powinnam używać PARAWANU. Jak ja zazdrościłam szczęśliwym posiadaczom tego cennego paska materiału, zazdrościłam ich miejsca, w którym mogą ukryć swój wstyd: białą skórę.Ta osoba nie zdawała sobie sprawy jak jej głupi komentarz wpłyną na dziewczynkę, którą wtedy byłam.
 Teraz jakieś 30 parę lat później, zmieniłam się i swoje podejście do życia. Podczas ostatnich wakacji na ciepłej plaży w Arenales, gdzie nie było ani jednego parawanu,  miałam ochotę opalać się toples . Może to dlatego,ze już wszystko co najgorsze na swój temat usłyszałam od RODACZEK ,możne dlatego,ze ludzie obok mnie na plaży nie odgradzali się parawanami .Zamiast ciągle bać się co wypada korzystali z plażowania.
Ludzie zacznijcie żyć, przestańcie ciągle obserwować i oceniać innych. Czy nie nudzi was ciągle obserwowanie , komentowanie ,ocenianie rzeczywistości?. Chyba nie lubimy takich postaw skoro chcemy schować się za parawanem przed wścibskimi oczami ,,wszechwiedzących,, Dlaczego jednak to ciągle trwa i nie da się przerwać?

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

wiezy - dom na kredyt w Islandii

Mam dostęp do konta przez internet. No jasne,że nie jest to islandzki wynalazek i takie coś w Polsce mam od jakichś 20 lat. Nie o to mi chodzi. Bank islandzki różni się w swojej propozycji. Jedna z tych różnic polega na tym,ze rachunki wystawiane na moje nazwisko pojawiają się od razu na stronie i już poczta ich nie przynosi. Nawet o mandacie za przekroczenie prędkości z auto- radaru dowiedzieliśmy się w ten sposób. Drugą różnicą między Landsbanki a PKOBP jest tłumaczenie strony. Zaznaczam w jakim języku chcę mieć i automat już wszystko podaje po polsku.
 Jest taki  jeden rachunek, przychodzi co miesiąc od czterech lat. O nim właśnie chcę napisać.
 Z islandzkiego przetłumaczony jako ,,wiezy,, Co to takiego? A no kredyt na dom! Automatyczny tłumacz doskonale uchwycił sedno sprawy. Te "wiezy" trzymają nas tu na Islandii , chociaż "dzięki nim " nie czujemy się więźniami, wprost przeciwnie. Nasze życie bardzo się zmieniło po zakupie domu. Mamy swoje miejsce na ziemi, gdzie czujemy się jednocześnie szczęśliwi i nie szczęśliwi. Czego brakuje do pełni szczęścia?
Żeby ten dom był w Polsce! Dlaczego!!!??Dlaczego pytam jako Pani z biblioteki nie dostałam 25 tysięcy kredytu na wykupienie mieszkania w Polsce?A tu jako robol z fabryki, najgorsze stanowisko w hierarchii, dostałam na zakup dużego domu! Słyszałam,ze pracownik z dużym kredytem jest wymarzony dla pracodawcy, bo zależny mu na wypłacie. To prawda, ale przynajmniej wiem na co pracuję!
Wypłata z biblioteki ledwie wystarczała na bieżące rachunki, często musieliśmy wybierać które płacić najpierw,a które mogą poczekać. Tu po schowaniu dyplomów do szuflady nie mam takiego problemu.
 Landsbanki dał mi kredyt i Landsbanki bierze co miesiąc ratkę z odsetkami a co ma PKOBP? Zresztą nie tylko w tym banku pytałam, czepiam się tak PKOBP ponieważ tam miałam już od lat konto i tam pracownik obsługiwał mnie z lekceważącym uśmieszkiem, który pamiętam do dziś.

Dziękuję Landsbanki za twe  WIEZY


niedziela, 2 sierpnia 2015

savoir vivre na wakacjach

Przeczytałam na Onet podróże artykuł "Jak nie robić wiochy na wczasach zbiór 15 porad".Zachęcają do dyskusji na ten temat. Moje wakacje już się skończyły wiec mogę wyrazić swoje zdanie.

Pierwszym obciachem na liście jest" KLASKANIE PO WYLĄDOWANIU"
Myślałam,ze to tylko Polacy klaszczą.I uwierzyłam,że to obciach. Wmawiają nam to jak noszenie skarpetek do sandałów(wioska zaraz na drugim miejscu)A to nie prawda! Nawet jeśli tak było kiedyś to zwyczaj się najwyraźniej spodobał .W ostatniej podroży oprócz nas były tylko dwie polskie rodziny w samolocie a burza klasków świadczyła o tym,ze znacznie więcej osób wyraziło w ten sposób swoje zadowolenie.Jednak kiedy wróciliśmy z wakacji klaskania nie było...możne to nie Polacy a po prostu zadowoleni ludzie klaszczą?Klaszczmy wiec jeśli mamy ochotę , to nie wstyd!
Po drugie" NIE ZAKŁADAMY SKARPET DO SANDAŁÓW".
Pytam dlaczego nie?Bo ktoś wymyślił,ze to symbol wiejskiego Polaka na wakacjach?
Mój młodszy poobcierał nogi ale za nic nie chciał słyszeć o skarpetkach(wcześniej słyszał jaki to straszny obciach) Żeby go przekonać szukaliśmy wokół siebie przykładów skarpet w sandałach i wiecie co się okazało?Bardzo wielu mężczyzn nie słyszało o tym obciachu. Przysłuchiwaliśmy się w jakim języku mówią,żeby młodszemu udowodnić,ze nie tylko Polacy tak się noszą. Naprawdę nie bądźmy tacy zakompleksieni! Nie dajmy sobie wmówić,ze jesteśmy gorsi z powodu ubrania.
Po trzecie "ZAKŁADAMY DŁUGIE SPODNIE NA OBIADY/KOLACJE".
A co (znowu zapytam) jeśli zgłodniejemy po zwiedzaniu miasta oddalonego od naszej kwatery? Mamy wracać po portki?Wozić portki w plecaku?Zrezygnować z posiłku albo wybrać mac donalda?a temperatura powietrza nawet w nocy  około 30 stopni...Uwierzcie mi,że kelner bardziej jest zainteresowany napiwkiem niż naszym strojem...Na wakacjach uważam za dopuszczalne zjedzenie posiłku w krótkich spodenkach i kelnerzy też to dopuszczają inaczej nie zapraszaliby ludzi w letnich strojach. Ja wiem,że" klient w krawacie jest mniej awanturujący się" i nigdy nie poszłabym na świąteczną kolację w porteczkach do kolan ale przecież mówimy  tu o WAKACJACH !
 W punkcie 6  podobny problem  "JAK WSTAJESZ Z LEŻAKA I WYBIERASZ SIĘ NA PIWKO DO BARU,ZAŁÓŻ COŚ NA SIEBIE".
Nie dotyczy to chyba baru na plaży? Po ostatnich wakacjach gdzie widziałam  na plaży bardzo wiele kobiet opalających się toples uważam ,ze ten punkt  nie dotyczy barów na plaży.
Czwarty obciach : "SASZETKI I INNE KONDONIERKI MOCOWANE DO PASKA SA BEZWZGLĘDNIE ZABRONIONE". Powiedzcie to mojemu dziecku, które zgubiło 30 evro! Gdyby miał je w saszetce nie w kieszeni ...nie muszę mówić...
Kolejny punkt " UNIKAJMY KOSZULEK Z DATAMI, NP MOSKWA 1980, ITALIA 1990"
Chodzi zapewne o to żeby nie wystąpić w koszulce MOSKWA 1980  na wakacjach w ITALII W 1990 roku. Rzeczywiście  dziesięcioletnia koszulka, której wiek poświadcza taki napis to zabytek a nie wakacyjna moda.Jednak jeśli koszulka jest czysta i jeszcze ma wartość sentymentalną dla właściciela to właściwie dlaczego NIE?W domku, który wynajmowaliśmy była pralka , moją pierwszą myślą było,ze wołałabym zmywarkę. Jednak jak się okazało jedliśmy często poza domem ,wiec zmywania nie było dożo.Za to ubrania zmienialiśmy nawet kilka razy dziennie. Nie wyobrażam sobie zbierania tego i prania dopiero w domu. Tak samo jak założenia nie upranej koszulki. Bardziej wiec przejmowałabym się czystością ubrania niż napisem HISZPANIA 2015.
Punkt 7 mówi o tym,ze jeśli ktoś się uśmiechnie i powie HELLO to nie oznacza,ze jest gejem i chce  Cie poderwać i ,ze wystarczy odwzajemnić uprzejmość. Czy jest ktoś komu trzeba to tłumaczyć? I następny punkt "PRZESTRZEGAMY WSZELKICH OBOWIĄZUJĄCYCH ZASAD"  dalej autor rozwija myśl,żeby "nie przekonywać Arabki,żeby się wyluzowała i rozebrała na plaży jak człowiek". Zastanawiam się jak niby popełnić taką gafę?Na migi?A możne tylko ja nie mówię po arabsku?
Kolejne punkty to już wioska nie na wczasach ale w życiu: wyzywające stroje i makijaże, prowokacyjne głośne zachowanie, nakładane jedzenia na zapas. Wczasy all inclusive już tyle razy były wyśmiewane przez kabarety,ze chyba dotarło do ich zwolenników jak należny korzystać  z jedzenia i drinków nawet jeśli wcześniej tego nie wiedzieli.

Moim zdaniem wczasy są po to aby wypocząć , bawić się a nie martwic bardziej o czyjeś zdanie niż o własną wygodę . Więcej luzu  nie spinajmy się tak .Kulturalnego zachowania nie nauczą ujęte w 15 punktów  porady. Lepiej przeczytać porządny artykuł na temat kraju do którego się wybieramy, nauczyć się kilku podstawowych słów niż tracić czas na dyskusje czy wypada chodzić z wąsami po lecie(świecie).Po powrocie lepiej opowiadać o nowych smakach , miejscach niż o wąsatym bez koszulki (albo w koszulce z niestosownym napisem) spotkanym w barze, albo umalowanej w szortach w kościele(żeby nie było, ze czepiam się wyłącznie Panów)
Za dużo oceniamy ludzi za mało korzystamy z życia!

PS
 Do ostatnich wakacji uważałam za wioskę zabieranie jedzenia do samolotu. Nasz lot zwykle trwa 4 godziny jednak podróż trwa znacznie dłużej. Zajmuje prawie cały dzień, bez jedzonka się nie da. W samolocie kupowaliśmy pizze ,sałatkę , napoje i na takiej przekąsce docieraliśmy do celu. Jednak po ostatnim posiłku w samolocie zmieniłam zdanie. Kupiłam zupę i danie sałatkowe - co za ohyda! Chińska zupka przy tym prawdziwy rarytas.Wracałam z kanapkami w podręcznym i bez cienie wstydu wyjęłam je po starcie i zjadłam z apetytem i ... łzami...(łzy były za miejscem , które opuszczaliśmy a nie z powodu złych kanapek ) Niech się zawstydzą linie lotnicze za to paskudne żrecie, które sprzedają w samolocie. Zgadzacie się?


zakupy w Alicante i Elche BUCIKI

Wybierając się do Hiszpanii nie wiedziałam, ze okolica Alicante jest sławna z produkcji bucików.
 Długo wcześniej zabrałam się za szukanie atrakcji na wczasach i właśnie wtedy trafiłam na forum, na którym kobieta mówiła o 18 parach bucików przywiezionych z Hiszpanii. Oniemiałam! Toż to raj na ziemi!
W informacji turystycznej dostałam ulotkę o outletach w Elche i ogarnął mnie strach,ze tam nie trafię. Jednak okazało się, ze bez trudu znaleźliśmy ten raj dla wielbicieli bucików. Pikolinos, Botticelli, Martinelli, Lodi...i przeceny  nawet 80 % a przy zakupie dwóch par jeszcze taniej!  Wyobrażacie sobie takie miejsce ? REBAJAS -WYPRZEDAŻ to moje ulubione hiszpańskie słowo. Nauczyłam się go szybciej niż SALIDA -WYJŚCIE . Ceny były oczywiście rożne za  Pikolinos trzeba zapłacić ok 40 evro ale innych ceny zaczynały się od 6 ! MARIAMARE w outlecie Stores w Alicante kosztowały 14 !
Nie pobiłam rekordu 18 par, ponieważ pilnowało mnie trzech nic nie rozumiejących facetów. Na następne wakacje muszę zabrać chociaż synową, ona na pewno zrozumie to szaleństwo. Nie zdradzę  ile par mi zabrakło  do rekordu .Tam bardzo łatwo stracić głowę. Zakładam nowe butki na pól godzinne zakupy w miejscowym sklepie i idę jak na szczudłach bo nogi przywykły do gumowców...nie można mieć wszystkiego! Buciki i jeszcze gdzie w nich wychodzić...taka nasza emigracyjna - islandzka rzeczywistość...
dałam się wciągnąć...( zegarek,kapelutek i torebunia  oraz biżuteria z Oriflame- lokowanie produktu ;) )

 ulotka dostępna w centrum informacji , na drugiej stronie mapka, w drodze do Elche nie da się przegapić , wystarczy zjechać z ronda :)


samolot nad outletami( ponieważ lotnisko Alicante zaraz za płotem ) przypomniał nam ,że ten sen niedługo dobiegnie końca...