Translate

czwartek, 27 lipca 2017

Pszczyna

Uważam ,że historii najlepiej uczyć  się zwiedzając ciekawe miejsca, dlatego szukałam w okolicach Szczyrku gdzie spędzaliśmy kilka dni tegorocznych wakacji również atrakcji z historią Polski w tle. Wystarczy przejechać 43 kilometry i już znaleźliśmy się w Pszczynie. Zamek zwiedza się bez przewodnika , potem zbrojownię,  stajnię i powozownię. Wnętrza przepiękne, w stajni była wystawa motorów a w powozowni zrekonstruowane  powozy z fragmentami  oryginalnych dekoracji. Można fotografować bez lampy błyskowej. Kupiłam dwie książki "Życie dworskie w Pszczynie 1765-1846" oraz pamiętniki Daisy von Pless "Lepiej przemilczeć" spodziewam się dużo po obu lekturach.

akurat była konserwacja żyrandoli, mogliśmy się im przyjrzeć z bliska


słaba ta powozownia, po Łańcucie nie ma sensu wchodzić do żadnej innej powozowni, albo mają eksponaty wypożyczone z Łańcuta albo takie rekonstrukcje 

 Panów zaciekawiły motorki, to wystawa czasowa w stajniach zamkowych
wokół zamku rozciąga się przepiękny park, warto tam spędzić więcej czasu , (już dźwigam lektury na zimowe wieczory)

Po odwiedzinach na zamku wystarczy przejść na drugą stronę ulicy i już jesteśmy w zagrodzie żubrów. Wspaniale urządzone miejsce z tarasem do obserwacji  zwierząt, w budynku wystawa z prezentacją historii żubrów pszczyńskich. Dowiedziałam się ,że to właśnie stado pszczyńskie odnowiło cała populację żubrów w Polsce kiedy w czasie wojny wystrzelano wszystkie  żubry w Białowieży i tylko 3 w Pszczynie ocalały. Spacerują tam pawie i jest wiele innych zwierząt żyjących w Polskich lasach. Koniecznie trzeba zobaczyć zwłaszcza z dziećmi.


I na koniec odwiedzin w Pszczynie zajechaliśmy do Warowni na obiadek. Można się tu poczuć jak za dawnych lat. Warownia jest urządzona w dawnym stylu, (nawet toalety). Miła i szybka obsługa , smaczne jedzenie czego chcieć więcej? Na zewnątrz plac zabaw dla najmłodszych. Każdy zamówił inne danie żeby spróbować jak najwięcej: kurczak, zraz, gulasz z jelenia( wiem , zgroza! jelonki są urocze) a na przystawkę zestaw pasztetów z gorącą bułeczką. Do picia pyszna ,świeżutko zrobiona lemoniada. Cały obiad nie kosztował więcej niż hamburger w Hraunie w Olafsviku wiec nie zrujnował naszego portfela. POLECAM :) 












poczta Isalndzka

Pisałam już wiele razy o usługach poczty na Isalndii. W te wakacje nastąpiła jakaś zmiana i to na lepsze. Nie chcieliśmy jechać znowu załadowani jak przesiedleńcy więc zamiast płacić wizzerowi za przewóz bagażu dwie paczki wysłaliśmy pocztą . Koszt 19 kilogramów to 140 zł Wizzair życzy sobie 52 euro  za 23 kilogramową walizkę, czyli 221 zł wychodzi na to, że pocztą taniej. Spodziewałam się normalnej procedury i wyjaśniania co zawierają moje przesyłki. Od wysłania emaila mają dwa dni na decyzję co do paczki. Dlatego droga paczki z Polski do Islandii trwa, o ile nic nie przeszkodzi około dwóch tygodni. Tymczasem nasze wysłane w czwartek wieczorem z punktu pocztowego na osiedlu w Lublinie już w następny czwartek z samego rana dotarły do Hellissandur! Co za miłe zaskoczenie! I nie musieliśmy tłumaczyć co zawierają paczki ani nie domagali się płacenia cła! Mam roczny zapas mojej ukochanej herbatki, mam zapas książek do czytania i nawet słoik oscypków ze Szczyrku w zalewie z oliwy przyszedł nie  uszkodzony i to w tak krótkim czasie! Słyszałam od znajomych, że ich paczki wysłane tego lata również przyszły szybko i bez opłat celnych, może to więc nie jakieś "szczęście" ale zmiana procedur na Islandzkiej poczcie?

środa, 26 lipca 2017

Wawel z przewodnikiem

Byliśmy w Krakowie kilka lat temu i ku naszemu zdziwieniu nie udało się dostać wejściówek do komnat królewskich. W  tym roku postanowiliśmy dobrze przygotować się do zwiedzania.

Parę tygodni przed wyjazdem zarezerwowałam wejściówki i przewodnika. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Zgłosiliśmy się po odbiór biletów. Już czekała na nas Pani Dorota przewodniczka zakochana w zamku królewskim. Na początku ustaliłyśmy, że zwiedzanie i opowieść  ma być dla dziecka uczącego się w obcej szkole , nie mającej w programie historii Polski. Dla mnie , emigrantki na ogromne znaczenie pokazanie dziecku wychowanemu za granicą z jakiego wspaniałego kraju pochodzi. Pani Dorota stanęła na wysokości zadania. Pokazała nam Wawel zaginiony oraz Reprezentacyjne Komnaty  Królewskie. Polecam zwiedzanie z  indywidualnym Przewodnikiem, bliski kontakt z osobą świetnie znającą historię zamku i  historię Polski na pewno  pozostanie w naszej pamięci. Prywatne  Apartamenty Królewskie zwiedziliśmy już z grupą. Grupki są 6 osobowe i  również można się dużo dowiedzieć.
Niestety nie można robić zdjęć w zamku, podobno szkodzi to arrasom. Może to i lepiej, wnętrza są sfotografowane w przewodnikach a my mogliśmy się skupić na oglądaniu.
Na internetowej stronie Wawelu powinny być przykładowe propozycje tras  do zwiedzania. Długo zastanawiałam się jakie wystawy wybrać a co  można odłożyć na kolejną wizytę w Krakowie. Wybrałam moim zdaniem najlepsze na początek. Po zwiedzaniu wypiliśmy pyszną kawkę z lodami i ruszyliśmy smoczą jamą nad Wisłę.







poniedziałek, 24 lipca 2017

żmija zygzakowata w Szczyrku

Przybyliśmy na ul. Olimpijską 73 link w Szczyrku  4 lipca z samego rana. Doba rozpoczyna się o 15.00 ale właściciel był tak miły, że nie kazał nam czekać. Po całej nocy w podróży byliśmy bardzo zmęczeni.  Już pierwszego dnia zauważyliśmy sarenkę na środku ulicy. Domki położone z dala od zatłoczonego niemiłosiernie miasteczka bardzo nam odpowiadały. Dzikim zwierzętom również okolica przypadła do gustu. Sarenka odwiedzała nas codziennie ale najbardziej nieoczekiwane odwiedziny nastąpiły szóstego  dnia pobytu. Właśnie czekaliśmy na resztę Rodziny, która miała do nas dołączyć. Młodszy był najbardziej niecierpliwy, postanowił wyjść im na spotkanie. Dali znać, że właśnie są na początku ulicy. Młodszy pobiegł ale po chwili wrócił. Wrócił z telefonem w ręku i powiedział, że właśnie kopnął węża! Przytomnie jak to w dzisiejszych czasach natychmiast sfotografował gada. Patrzę i oczom nie wierzę! Zygzakowata we własnej osobie! Upewniłam się ,że tylko węża kopnął ale ten wąż nic nie zdążył zrobić i dalej sprawdzać u wszechwiedzącego googula czy prawidłowo rozpoznałam niespodziewanego gościa. Na zdjęciach w internecie wyglądał  troszkę inaczej ale wątpliwości rozwiał właściciel domków. Powiedział, że mieszka tu 40 lat i nigdy nie widział żmijki! Przygoda skończyła się dobrze więc można uznać to za szczęście.

 to zdjęcie zrobione przez okno domku
tu byliśmy, widoki na góry przepiękne

 domek po prawej był "nasz"
wiem, że słabo ją widać ale byłam w lekkim szoku i nie zdążyłam przybliżyć,  po prawej stronie ulicy, przy żywopłocie jest sarenka

niedziela, 23 lipca 2017

wizzair najgorsze wspomnienie z wakacji

21 lipca wracaliśmy z wakacji w Polsce  lotem z Katowic do Reykjaviku. O godzinie 17.50 zaczęto odprawę. Ustawiliśmy się w kolejce do nadania bagażu. Obok odbywała się odprawa do Barcelony. Stanowisko zajmował młody mężczyzna, powiedział, że się nudzi więc pomoże odprawiać kolegom do Reykjaviku. My byliśmy odprawieni online więc nadaliśmy bagaż i poprosiłam pana o wydrukowanie karty pokładowej, ponieważ nie mamy drukarki a na lotnisku nie ma automatów do drukowania kart. Druki zapisane w moim telefonie były za małe i słabo widoczne. Właściwie to drukarkę mamy  ale  jest tak rzadko używana, że zabrakło tuszu.
Wtedy przestało być miło. W sposób niegrzeczny i arogancki pan oznajmił, że nie zamierza tego zrobić ponieważ powinnam sobie to sama wydrukować. Tłumaczę więc ,że nie mam drukarki a na lotnisku w Reykjaviku bez problemów wydrukowano nam te karty, pan z drwiącym uśmieszkiem oznajmił, że powinnam przeczytać sobie regulamin i nic go to nie obchodzi, że nie mam drukarki. Pytałam co mam w tej sytuacji zrobić, czy naprawdę nie może mi pomóc. Jego ton i sposób w jaki się do mnie odzywał był bardzo nieuprzejmy. Zażądał 170 zł za odprawę. Powiedziałam, że jesteśmy odprawieni,  nie mieliśmy tylko  na czym wydrukować. Całą sytuację obserwowała pani ze stanowiska obok, zainteresował się tym również pan odprawiający pasażerów do Reykjaviku. Zrobiło się zamieszanie. Powiedziałam, żeby przestał dyskutować skoro nie może pomóc a on ,że to ja dyskutuję. Poprosiłam o podanie nazwiska a panią ze stanowiska obok o pożyczenia długopisu żeby je  zanotować. Zawahała się chwilkę ale długopis podała mówiąc ,że kartki żadnej nie ma. Zapisałam numer na ręce 3099. Odeszliśmy od feralnego stanowiska i zaczęliśmy szukać pomocy u innych pracowników lotniska, przemiłe panie poradziły żebyśmy podeszli jeszcze raz do odprawy. Stanęliśmy więc w kolejce ponownie, pana 3099 na szczęście już nie było a Młody człowiek , który zajął jego miejsce kiedy usłyszał, że nie mam drukarki bez problemów i zbędnych komentarzy wydrukował nam coś na kształt paragonu z kodem, który był dla nas przepustką do samolotu. Czyli można pomóc? Dalsza droga do samolotu już bez problemów i bez stresów a po godzinie lotu oznajmiono nam, że mamy lądować w Stavanger bo  będziemy tankować paliwo. I tak zmuszono nas bez żadnego uprzedzenia wcześniej do spędzenia dodatkowych 30 minut w  koszmarnie ciasnym samolocie. Powrót z wakacji w Polsce może pogorszyć głupia pyskówka na lotnisku ale gwóźdź do trumny to nieprzewidziane lądowanie.
Kiedyś lecieliśmy z nimi z Warszawy. Były to czasy kiedy urządzaliśmy swoje życie na emigracji i ciągnęliśmy ile się dało dawnego życia z Polski. Walizki zapakowane do granic wytrzymałości, wiecie o czym mówię. Każdą z czterech waliz przeważyłam o jakiś kilogram. Waga łazienkowa nie sprawdza się idealnie. Przy nadaniu bagażu kazano nam ustawić wszystkie razem i w dowód zemsty naszą rodzinę rozsadzono po całym samolocie. Teraz nadałam 18 kilo ale nikt nie zwraca za niedowagę ani nawet nie podziękuje.
Dodam jeszcze, że mają najmniejszy bagaż podręczny żeby upchać jeszcze więcej osób w samolocie.
Za te ich vip bilety zdecydowało się zapłacić kilka osób i różnicę mieli tylko taką, że wpuszczano ich jako pierwszych więc musieli spędzić więcej czasu w zatłoczonym koszmarnie samolocie.
Jeśli tylko będę miała jakikolwiek wybór za nic nie wsiądę już do samolotu linii WIZZAIR.

Moja rada na koniec jeśli nie chcecie być narażeni na arogancję i chamstwo pracowników polskiego lotniska wydrukujcie sobie te karty albo  miejcie w telefonie dobrze widoczne druki. Ja po latach spędzonych na Islandii przyzwyczaiłam się do tego, że ludzie są pomocni w takich sytuacjach, zapomniałam już jak to jest z Polskim "panem na stanowisku" choćby to miało być tylko stanowisko odpraw na lotnisku. Nie przepuści okazji żeby pokazać swoją  "władzę", a jego szefowa jeszcze próbuje bronić chamstwa, jeszcze może się uda udowodnić, że to pasażer jest dla nich a nie oni dla pasażera. Wymusiłam przeprosiny a cała sytuacja pozostawiła tylko niesmak. A jednak jest i plus tego, zaczynam coraz bardziej doceniać Islandczyków.


takie coś wystarczy , o takie cos była awantura, uczulam, żeby wydrukować sobie albo zapisać w telefonie 

numer zamiast nazwiska, podobno nie wolno im podawać swoich nazwisk, żebyście widzieli minę tej pani kiedy poprosiłam o długopis żeby zapisać nazwisko, walczyła chwilkę  lojalność wobec kolegi ale długopis dała



oto moja korespondencja z lotniskiem i wymuszone przeprosiny :







Dzień dobry,
Oczywiście uznaję, że pracownik który dokonał przedruku BP wykonał to słusznie.
Za zaistniałą sytuację i trudności jakie spotkały Pana na lotnisku w KTW przepraszam.

Życzę miłego dnia.

Pozdrawiam
Marlena Twardokęs
PAX Supervisor
LS Airport Services S.A.
Katowice Airport Branch
Mob: +48 539 932 355
e-mail: m.twardokes@lsas.aero


-----Original Message-----
From: Zbigniew Dubaj [mailto:darek11@simnet.is]
Sent: Saturday, July 29, 2017 2:05 PM
To: Marlena Twardokęs
Subject: Re: reklamacja

Dzień dobry,
 Jednak drugi pracownik uznał za słuszne wydrukowanie nam czytelnej karty pokładowej, ponieważ posiadane przez nas w telefonie była zbyt mała. Pokazywałam jeszcze dwóm Paniom z obsługi odprawy , które również uważały, że jest to zbyt małe i możemy mieć problem przy wsiadaniu do samolotu. Moja skarga dotyczy niegrzecznego zachowania pracownika 3099, brak dobrej woli z jego strony. Jeszcze raz zaznaczam, że pokazywałam w telefonie nasze karty. Nie chodzi mi o jakieś reklamacje tylko żebyście ludzi godnie traktowali, nikt nie zasługuje na brak szacunku ze strony obsługi lotniska. Pracownik zachował się niegrzecznie, nieprofesjonalnie. Jeśli trudno pani stwierdzić jaką formę przedstawiłam niech FAKT WYDRUKOWANIA PRZEZ KOLEJNEGO PRACOWNIKA świadczy, że miałam podstawy prosić o przedrukowanie. To zajęło chwilę , kosztowało grosze. Załączam zdjęcie tego wydruku.

 Monika Dubaj
3547778133,
Naustabud19,
360 Hellissandur



Pierwsza odpowiedź na moją skargę :

Dzień dobry,
Uprzejmie informuję, że Pasażer powinien posiadać przy sobie podczas podróży kartę pokładową wydrukowaną przez Internet, na lotnisku bądź w aplikacji na urządzeniu przenośnym.
Linia lotnicza znosi opłatę za brak w/w w przypadku posiadania przez Pasażera dokumentu w formacie PDF lub „nieczytelnej” karty pokładowej na której są podstawowe informacje dotyczące pasażera, rezerwacji i odprawy.
W tej chwili trudno stwierdzić, że forma jaką pan przedstawił stanowiła podstawę do wykonania przedruku karty pokładowej na lotnisku bez dodatkowych opłat.
Jeżeli jednak taka decyzja została podjęta przez naszego pracownika, uznaję że słuszna.
Nie poniósł Pan dodatkowej opłaty z tego tytułu.

Zalecam na przyszłość posiadanie BP we właściwym formacie.

Marlena Twardokęs
PAX Supervisor
LS Airport Services S.A.
Katowice Airport Branch
Mob: +48 539 932 355

LS Technics.
LS Technics Ltd with its registered office in Warsaw, at Wirażowa 35 Street, 02-158 Warsaw, Poland
Registered in the Register of Entrepreneurs kept by the District Court for the capital city of Warsaw
XIII Commercial Department of the National Court Register under No. 0000152229
Tax Identification Number 645-10-02-139. Share capital: 19.767.400 PLN.
Tel/Fax.: (+48) 32 284 50 85
office@lst.aero | www.lst.aero Divisions:
Krakow International Airport (KRK) | Katowice International Airport (KTW) | Wroclaw International Airport (WRO)
Warsaw International Airport (WAW) | Bydgoszcz Airport (BZG) | Gdansk International Airport (GDN) | Poznan Airport (POZ)
Lublin International Airport (LUZ)


sobota, 10 czerwca 2017

palenie szkodzi, o tym jak mama rzucila palenie

Jak sumienie wyrzut przypomina mi sie pewna  historia. Moja mama palaczka od kiedy pamietam. Namietnie i bez opamietania kopcila od zawsze papierosy. Walczylam z tym na swoje dzieciece sposoby jako dziecko , poddalam sie kiedy chora na nowotwor zlosliwy, naszpikowana chemia na moja prosbe o zrezygnowanie z dymka  zapomniala ,ze odlozyla na brzeg popielniczki ledwie nadpalonego papieroska i siegnela  do paczki po nastepnego. Zrozumialam,ze robi to jakby mi na zlosc i od tej pory juz nigdy nie powiedzialam nie pal. Minelo jakies 15 lat od tego dnia, mama przyjechala w odwiedziny do naszego nowego domku w Islandii. Wiedzialam ,ze wychodzi gdzies pokopcic i wcale nie zlosliwie, normalnie ,  podalam jej sloik z woda,zeby miala gdzie wrzucac pety. Widzialam ten sposob u znajomych, sama na to nie wpadlam. Na koniec wywali sie to do smieci i po sprawie. Poprosilam ,zeby postawila sobie to tam gdzie lubi palic i nie wracalam juz do tego tematu. Nie widzialam tez zeby palila. Na wakacje polecielismy do Polski wszyscy razem, i wtedy dowiedzialam sie od brata,ze mama na zlosc mi rzucila palenie! Zupelnie niespodziewanie osiagnelam to na czym mi zalezalo.

Kiedy polski sklep w Reykjaviku po pozarze byl w jakims tymczasowym magazynie jakas kobieta kupowala papieroski i zagaila na ten temat rozmowe. Opowiedzialam jej o tym jak moja mama rzucila palenia. Cala zmienial sie na twarzy i powiedziala,ze ona swojej mamusi to pozwolilaby palic na srodku salonu , w najlepszym fotelu a nie kazala ze sloikiem stac na dworze. Zrobilo mi sie przykro, w koncu nie wyganialam mamusi z domu ale dbalam o swoja rodzine. Dlaczego moje dzieci maja wdychac trucizne?

Minelo 5 lat, ciagle widze wscielkosc na twarzy tamtej kobiety a moja mama? Mama jest szczesliwa, nie pali i dziekuje mi za to! Czuje smak potraw, w ogole lepiej sie czuje. W dodatku ma pieniadze. Mowi,ze nie zdawala sobie sprawy z tego ile wydaje na papierosy. Obdziela wnuki podarunkami, na jakie kiedys nie mogla sobie pozwolic i czuje radosc dawania.  Latwo zarzucic komus brak szacunku do matki, czasami obrazki z zycia rodzinnego nie nadaja sie do albumu. W moim albumie mam wymarzone zdjecie z niepalaca mama.

środa, 7 czerwca 2017

mieso rekina, Islandia , Bjarnarhöfn, hákarl, shark muzeum

Niedaleko naszego domu (jakies 40 kilometrow )jest miejsce gdzie mozna sprobowac czegos, czego Gordon Ramsay nie byl w stanie przelknac. Chodzi o miesko rekina. Pojechalismy tam znowu, poniewaz jest to  wspaniala atrakcja turystyczna a nam trafili sie akurat turysci. Niezupelnie turysci ale jesli juz dorwiemy kogokolwiek zaiteresowanego Islandia to pokazujemy co sie da byle chceli ogladac.
U rekina troszeczke sie pozmienialo od ostatnich naszych odwiedzin. Zmiana jest taka ,ze zatrudnili dwie dziewczyny do obslugi turystow. Obie nie mowiace po islandzku. Nie musze dodawac ,ze nie mowiace rowniez  po polsku. Dziewczyna w recepcji  mowi do mnie po angielsku ja odpowiadam po islandzku i na palcach pokazuje(np ile chce kupic biletow)  Wchodzimy dalej do salki muzealnej
 i tam druga dziewczyna pyta po angielsku w jakim chcemy jezyku uslyszec historie.
 Proponuje polski ale ona,ze zna 8 jezykow ale ani polskiego ani islandzkiego i zaczyna mi wymieniac jakie jezyki zna:hiszpanski, niemiecki, portugalski i nagle rosyjski! I to  jest to! Tego nas przeciez uczono w szkole, poprosze po rosyjsku. Z pieknym akcentem opowiedziala nam cala historie polowow rekina, porozmawialysmy rowniez troszke na prywatne tematy. Jak to dobrze,ze na 8 jej i 2 i pol mojego znalazlysmy jeden wspolny.

 Cale muzeum zajmuje spore  pomieszczenie gdzie zebrali mase staroci, wypchane zwierzatka zyjace w Islandii, mozna dotknac skory rekina dawniej wykorzystywanje jako papier scierny i najwazniejsze mozna sprobowac tego mieska pelnego omega 3 i innych zdrowych dobroci . Miesko zanim zostanie przetworzone jest trujace, poniewaz  jest zalane moczem, ktorego rekin nie wydala.
 W dawnych czasach Islandczycy zakopywali niejadalne miesko i wykorzystywali jedynie olej z jego watroby. Byl eksportowany do Europy i uzywany do latarnii ulicznych.
Jednak glod byl silniejszy od wstretu i ryzyka smierci, ktos wykopal to miesko i zjadl. Nie tylko nie umarl ale wrecz dobrze sie poczul i tak odkryto motode wykorzystywania tego mieska.

Inna legenda glosi,ze do pewnej rodziny bedacej na bakier z prawem przyszla policja. Rodzinka pewnie nie miala juz nic do stracenia i postanowila rozwiazac swoj problem trujac przedstawicieli prawa. Wykopali miesko i poczestowali intruzow. Dalej jak poprzednio zamiast zgonu nastapila poprawa zdrowia i tak odkryto metode wykorzystywania tego mieska.

Nie wiadomo dokladnie jak to bylo ale metode doskonalono i obecnie rekina polarnego nie zakopuje sie w ziemi ale uklada w derwnianych skrzyniach gdzie lezakuje 3- 4 tygodnie nastepnie platy miesa wywiesza sie w suszarni (wiata jak suszarnia do tytoniu wiatrowego) i suszy 3 - 4 miesiace . Wyglada jak platy sloniny, troche jakby wedzone, sciekaja tluste kropelki. Po przekrojeniu plata miesko jest biale i tak smierdzace jak tylko moze smierdziec mocznik. Kiedy bylismy tam pierwszy raz udalo nam sie sprobowac prosto z suszarni.Wlasciciel farmy kroil po kawaleczki i podawal chetnym , pamietam smak, jak kurczak o zapachu moczu a teraz sprobowalismy z chlebkiem w muzeum i to samo jesli nie wachac to kwadracik nadziany na wykalaczke z islandzkim czarnym chlebkiem da sie zjesc.
Nasza przewodniczka je rekina codziennie i jest zywa reklama tego miejsca urocza,przesympatyczna, opowiada z pasja.
 Na miejscu mozna rowniez kupic ten przysmak, oczywiscie nie polecam na obiad ale jako ciekawostke. Dla Islandczykow to przekaska do wodki i wyobrazam sobie ,ze moze smakowac podlana Black Death.


 Pod silnym wrazeniem naszej przewodniczki zapomnialam o robieniu zdjec, ale co tam w dobie internetu! Tu mozna zobaczyc czlowieka, na tle ludeczki,z ktorej lowil rekiny farma. A tu jest strona muzeum i wiecej zdjec, nastepnym razem zrobie wlasne i uzupelnie ten wpis.



suszarnia i miesko rekinie juz gotowe do spozycia, czy tam smierdzialo....no troszke, kto by tam narzekal na zapach suszonej ryby ;)