Translate

sobota, 13 listopada 2021

języki obce islandzki czy polski, który silniejszy?

 Zorganizowano spotkanie w szkole dla rodziców i nauczycieli . Byłam tam z racji zawodu bo dzieci mam  już po szkole podstawowej. Pani przyjechała do nas z prezentacją i dobrymi radami na temat nauki języków. Radziła wybrać silniejszy język i skupić się na nim. Oczywista rzecz ma to być jedyny słuszny na tej wyspie urzędowy język islandzki. Nie dziwiłabym się gdyby to była pani tutejsza, ale nie, to pani polska. Na spotkaniu z panią tutejszą kilka lat temu  poznałam całkiem inne spojrzenie na tą sprawę. Pani polska przedstawiła planszę z "dobrymi przykładami" byli tam ludzie urodzeni na emigracji albo przybyli tu w młodym wieku , którzy skończyli studia i robią kariery. Czyli jak ktoś skończył szkołę średnią a potem żyje szczęśliwie i uczciwie to już nie jest dobry przykład? Studia są wymiernikiem sukcesu? Skąd takie myślenie? Kolejny punkt zapalny to korepetycje. Pani ogłosiła, że chociaż uczyła się w Polsce i po polsku to miała korepetycje z języka polskiego dzięki temu jest teraz taką cudowną logopedą . Sugestia ,że mamy teraz inwestować w korepetycje? Jako nauczyciel nie powinnam tego powiedzieć ale powiem po co szkoła jest w takim razie? Za co nauczyciele biorą pieniądze? Dała przykład znajomej, która na weekendy zatrudnia islandzką " babcię" żeby dzieci miały kontakt z żywym islandzkim bez przerwy. Czyli w tygodniu dzieci są w szkole rodzice w pracy , kilka godzin wieczorem to kolacja , odrabianie lekcji, codzienna krzątanina a w weekend dziecko do islandzkiej niani- babci na "korepetycje " z języka?  A kiedy czas dla rodziny? Na budowanie więzi?  Kiedy zrobić coś z dziećmi? One tak szybko dorastają i pójdą w świat , może będą rozmawiać wspaniale po islandzku ale czy z rodzicami? 

Każdy z obecnych na sali to odrębny przypadek. Przybyli tu w różnych momentach życia  z dziećmi w różnym wieku z bagażem doświadczeń. Mają różne spojrzenie na świat , różne plany na przyszłość. Jedna z mam zapytała:" po co mi się tego uczyć jak za dwa lata "zjeżdżam" do Polski?" Inna bulwersowała się okropnie z powodu braku absolutnego zakazu rozmawiania po polsku w szkole. To prawda, że nasze pociechy skupiają się w grupkach polskojęzycznych. Nie można tego jednak generalizować . Mogę opowiedzieć o moich doświadczeniach w tym temacie. Przyjechaliśmy tu z 3 i 9 letnimi dziećmi . Starszy trafił na wspaniałą nauczycielkę i wspaniałą klasę. Nauka języka mozolna ale skuteczna. Skończył szkolę średnią w Islandii i postanowił studiować w Polsce. Zanim przyszły wyniki rekrutacji z uczelni dostał pozytywny wynik z testu CIĄŻOWEGO .Całe plany życie natychmiast zweryfikowało . Wrócił do Islandii po mamę swojego dziecka i razem pojechali je rodzić do Norwegii!  Moja wnuczka ma teraz półtora roku od rodziców słyszy język islandzki od dziadków ze strony mamy islandzki od dziadków ze strony taty słyszy polski(tata stara się też po polsku) a od dwóch miesięcy po kilka godzin dziennie norweski w przedszkolu. Wracam do syna. Na co dzień  w domu rozmawia po islandzku w pracy rozmawia po angielsku  (jest barmanem), podjął studia  zaoczne w języku angielskim. W szkole uczył się duńskiego z marnym skutkiem i niemieckiego ciut lepiej niż duński. Teraz zaczął uczyć się norweskiego. Islandzki znacznie to ułatwia. O polskich studiach już nikt nie rozmawia( w żadnym języku).  Nie skończył studiów wyższych, może jeszcze je skończy, ale pracuje , wychowuje dziecko jest wspaniałym synem , partnerem,  ojcem. Jestem z niego dumna , chociaż nie jest prawnikiem , politykiem , architektem jak postacie do naśladowania z prezentacji.  Proszę pani ! w życiu potrzebny jest szewc, krawiec, kierowca do wożenia tyłka prawnikom i sprzątaczka, która ogarnie biuro polityka!  

Młodsze moje dziecko uczy się w szkole średniej islandzkiej. W szkole polskiej nigdy nie był ale jak narzekał na swoją szkołę to starszy brat mówił ;" ciesz się, że nie chodzisz do szkoły w Polsce" chociaż skończył tam naukę po drugiej klasie. Już to wystarczyło, na całe życie trauma. Młodszy trafił do koszmarnej klasy. Długi temat, wystarczy powiedzieć ,że kto mógł zabierał dzieci z tej klasy i przenosił do innych szkół. Zrobiła tak na przykład moja była pani dyrektor. Wyobraźcie sobie, że  dziecko dyrektorki przedszkola musi szukać innej szkoły bo w tej klasie nie można wytrzymać. Nie każdy miał możliwość i musiał tu przetrwać do końca szkoły podstawowej. Nie trafiliśmy na tak wspaniałych nauczycieli jak ze starszym synem. Na początku edukacji pani nauczycielka z Rumunii była bardziej islandzka niż panie islandzkie , tępiła wszystkie przejawy polskiej , domowej edukacji, które za moja sprawą wkradały się do zeszytów syna. (np.: inny zapis dzielenia, kaligrafia odrobinę inna ) Na szczęście zaszła w ciążę i tylko rok męczyliśmy się z nią. Potem było różnie  z powodu trudnej sytuacji w tej klasie a tu opowiadam o zwrocie w nastawieniu do szkoły. Gdybyśmy skupili się tylko na nauce języka to nie  widzielibyśmy prawdziwych problemów naszego dziecka. Pani na spotkaniu  podpowiada sposób rozmowy z dzieckiem , który polega na powtarzaniu treści po islandzku. Teraz wyobraźcie sobie dziecko próbuje powiedzieć co znowu koledzy wyprawiali a mamusia na to :"a potrafisz powiedzieć to po islandzku?, no powiedz to po islandzku, bo jak nie będziesz umiał naskarżyć po islandzku to nikt cię nie wysłucha" i właśnie dziecko miało przykład jak zostało wysłuchane.  Proszę pani, proszę rodziców problem jest niewątpliwie. Jestem nauczycielką w przedszkolu, pracuję z najmłodszymi, żyję na emigracji od szesnastu lat i mogę już powiedzieć, że mam doświadczenia jako nauczycielka i jako matka . Martwimy się o nasze dzieci to jest naturalne ale zaufajmy też nauczycielom, także przedszkolnym bo jesteśmy pierwszym doświadczeniem w edukacji waszych dzieci i zaufajmy naszym dzieciom. Jeśli wyrosną na człowieka gotowego podjąć swoją rolę w życiu czy to polityka czy kierowcy to będzie sukces. Jeśli nie skończą studiów a będą szczęśliwi robiąc to co robią to będzie sukces i duma dla rodziców.

piątek, 12 listopada 2021

czwarta fala covidu w Isalndii

Znowu maski! Jak mnie to wkurza! Poszliśmy do sklepu a tam na drzwiach plakat informujący o maskach. Na szczęście mamy w aucie te z poprzednich fal, dyżurne , jednorazowe, niezastąpione od początku pandemii i zakładamy żeby nie narażać się obsłudze sklepu. I już nie wiem po co przyszłam , zresztą nic nie widzę , całe okulary parują , walczę tylko o jakiś obraz i chcę  szybko stąd wyjść. Łapię cokolwiek i wychodzę  ze sklepu ze słowami "jak mnie to wkurza!"
 90% społeczeństwa zaszczepione a chorych  najwięcej od początku pandemii. Zaszczepiłam się też tylko po to ,żeby móc wsiąść do samolotu a jak mnie wkurzyło kiedy moja jednorazowa dawka okazała się niepełna! Okazało się, że teraz potrzebuję drugiej dawki jakiejkolwiek szczepionki, która jest skuteczna po dwóch dawkach. CO TAKIEGO? Daje odporność po dwóch dawkach , chyba ,że jako druga po jednorazowej, która wcale nie jest jednorazowa , bo wymaga drugiej dawki czegokolwiek ?? !!! Chyba nie rozumiem...więc jak się okazało, że odmowa drugiej dawki nie ma wpływu na certyfikat covidowy, ten kod, który otwiera drogę do samolotu czyli na świat a w dodatku maja szefowa też odmówiła "doszczepiania" z rozkoszą powiedziałam nie !Jednak przy okazji poprosiłam o zbadanie przeciwciał , przecież to bezobjawowa choroba , może ją już przeszłam i jako "ozdrowieńca" mam odporność bez zastrzyku. Poprosiłam o badanie a potem o tym zapomniałam, zainteresowały się za to tym moje koleżanki z pracy więc poszłam do przychodni po wyniki . Tam okazało się, że one nie przyszły ale jak oddam znowu krew to może przyjdą. O nie ! Na to się też nie umawiałam, nie oddam ani jednej kropli niepotrzebnie a znowu aż tak ciekawa nie jestem.  
Żeby było jasne nie neguję wirusa, jest i na pewno ludzie cierpią a to nie jest śmieszne ale czy na pewno szmatka na ustach mnie przed nim obroni? Przykład z dzisiejszego poranka. Tatuś przyprowadza córeczkę, ona całuje go na pożegnanie w same usta, tatuś obniża maskę na brodę żeby to było możliwe i prosto od tego całusa leci  mała do mnie i wtula się w moją twarz, szyję , dotyka moich ubrań , rąk , włosów czego tam dosięgnie. Mam odepchnąć zarazę? Szmatka na ustach coś tu pomoże ? Jakie bakterie nie przeszły z ojca na panią przedszkolankę ?( wiem kij w mrowisko, ale mnie słowo "przedszkolanka "nie obraża są gorsze rzeczy na tym świecie, np bezobjawowy wirus). Na szczęście nowe szefostwo w firmie nie jest tak rygorystycznie nastawione do noszenia masek. Jeszcze nikt nie zwrócił mi uwagi ,że nie zakładam. Czy się boję? Nie boję się, ja się wkurzam! Te ograniczenia nie dają poczucia bezpieczeństwa tylko utrudniają życie. Rejestracja przyjeżdżających , daje powód mistrzom z wizzair żeby ludzi nie zabierać na pokład. Bardziej się boję, że mnie nie wpuszczą do samolotu niż, że  zarażę się covidem. Po weselu Oli , o którym opowiedam tu wiem,że wcale nie tak łatwo się zarazić. Jak odpoczywać na wakacjach nie mając pewności ,że wrócisz na tych samych zasadach, a mistrzowie z wizzaira tylko czekają żeby się do czegoś doczepić. Nie ma dnia żeby ktoś na forum nie informował o popisach geniuszy z wizzaira wspomnienia zawsze najgorsze z podróży ta linią.
W sierpniu byłam na kontrolnej wizycie w naszej przychodni, lekarz obiecał mi , że wirus za miesiąc się skończy. Zaszczepili się niemal wszyscy a wirus hula w najlepsze. Nie pojechaliśmy na wakacje, rezygnujemy ze świątecznego wyjazdu do stolicy na zakupy , żeby mnie szlak na same święta nie trafił od noszenia maseczki ratującej życie. Czego jeszcze można się spodziewać w najbliższym czasie? Włączysz wiadomości a tam przewidziało się polskim ekspertom ,że niedługo 30000 dziennie będzie pozytywnych wyników, otworzysz islandzką stronę a tam ,że czerwona strefa, rekordy zachorowań i już się odechciewa wszystkiego. W dodatku Boże Narodzenie wypada w weekend! Nawet to przeciwko nam , chociaż termin świat mógłby się zmienić , a nie tego się nie da więc pogódź się człowieku z tym czego zmienić nie możesz , przecież to się musi kiedyś skończyć.

piątek, 8 października 2021

podatki w Islandii

 Rozliczamy się do 12 marca. W tym roku jak od lat już kilku rozliczaliśmy się sami.  W Polsce nawet nie dotykałam tych durnych PITÓW ale tutaj łatwizna nawet jak niewiele z tego rozumiesz. Wystarczy klikać "naprzód" i na koniec " wyślij". Wszystko jest uzupełnione. Nawet dwa konta w banku w Polsce, którymi nie pamiętam żebym się tutejszej skarbówce chwaliła. W tym roku było podobnie, dopilnowałam też synów żeby wysłali zeznanie podatkowe. Tylko nie umiałam wydrukować za 2020 rok, za poprzednie się udało a za ten , nie ale co tam , po co mi wydruk?  I to był błąd! Gdybym dociekała dalej zauważyłabym, że nie wysłałam rozliczenia za 2020 tylko korektę za 2019!  Bo po islandzku rozliczenie za 2020  nazywa się "ROZILCZENIE 2021" ! Dowiedziałam się o tym dopiero w czerwcu kiedy skarbowy potrącił sobie pierwszą ratę z mojej wypłaty. Nawet ja zauważyłam brak 70 000isk  . Naliczają taki ryczałt dla tych co nie rozliczyli podatku bagatelka prawie 300 000 isk, plus za męża prawie 300 000 isk czyli jakieś 18 tysięcy polskich złotych. Polecono mi pana Magnusa specjalistę od zadań specjalnych. Oczywiście podjął się , powiedział, że to nie problem, dałam mu dostęp do naszych podatków i poszłam spokojnie do domku.  Kazał czekać , powiedział ,że około miesiąca to czekamy ...i tak mijały wakacje, lipiec,  ale w sierpniu to już poszłam do niego i pytam co się dzieje? On ,ze spokojnie ,że czekać bo wakacje są i cierpliwości bo wysłał. Kiedy we wrześniu nie było żadnych pozytywnych zmian na stronie  urzędu skarbowego postanowiłam zadzwonić i zapytać na infolinii. Miły głos w słuchawce i wszystko rozumie co mówię , pani zapytała czy mam przed sobą komputer i poprowadziła mnie po całym problemie , czyli " naprzód" i " wyślij" i mówi, że już , że mam wysłane i tylko mam czekać na zwrot niesłusznie zapłaconej nadpłaty. Rozmowa miał miejsce 25 września a 4 października dostaliśmy rodzinne, następnego dnia zwrot całej nadpłaconej kwoty a potem list z decyzją i rozliczeniem.  Gdybym zamiast liczyć na Magnusa sama zadzwoniła w czerwcu nie musielibyśmy całe wakacje czekać i zastanawiać się czy się uda  to wyjaśnić i ile nas to będzie kosztować. Niestety głęboko wpojony strach przed urzędem skarbowym wyniesiony z kraju rodzinnego i wpojony głęboko przez wrednych nauczycieli brak zaufania do własnych umiejętności zrobiły swoje.  Kiedy wreszcie uda mi się zrozumieć i docenić kraj , który wybraliśmy do życia? Tu naprawdę wszystko jest łatwe i skierowane na ludzi. W każdej instytucji masz wrażenie ,że chcą Ci pomóc. tu opowiadam jak składaliśmy wniosek o paszport. W przyszłym roku znowu sami rozliczymy nasze podatki , teraz już bogatsi o kolejne doświadczenie nie popełnimy błędu. Ciekawe czy skarbowy w Polsce tak szybko i tak bez żadnych kosztów reaguje na korektę rozliczenia . 

islandzki paszport

 We wrześniu dostaliśmy islandzkie obywatelstwo to znaczy, że możemy złożyć wniosek o wydanie paszportu w kolorze niebieskim. Biuro , które się tym zajmuje znajduje się w miasteczku oddalonym od nas około 60 kilometrów. Wybraliśmy się tam w piątek. W okienku miła pani zapytała o kennitale czyli taki islandzki pesel , podała czytnik karty żebym mogła zapłacić 13000isk (ok 400 zł, niecały dzień pracy) . Następnie przeszłyśmy do kącika z aparatem, zrobiła mi zdjęcie, pokazała je , mogłam poprosić o nowe, ale było znośne więc zostało. Jeszcze zapytała o wzrost a ponieważ miała wątpliwości co do odpowiedzi zmierzyła mnie takim długim kijasem z podziałką. Zrobiłam odcisk palców wskazujących i złożyłam elektroniczny podpis. Jeszcze zrobiła ksero paszportu polskiego, którym potwierdziłam swoją tożsamość  i poinformowała ,że za tydzień dostanę paszport pocztą do domu. Żadnego wypełniania wniosków , latania po fotografach. Mój syn stwierdził, że po tym co widział w polskim urzędzie paszportowym spodziewał się ,że  i dzisiaj spędzimy dużo czasu na papierkowych robotach a tu całą procedura zajęła nam 10 minut. Z robieniem zdjęć i pogaduszkami z panią. Znalazła nasze zdjęcia w systemie z początków naszego pobytu tutaj, Dariusz miał trzy latka , teraz skończył osiemnaście. 

Opisałam  szczegółowo każdy krok bo nie ma o czym pisać. Kennitala załatwia sprawę, wszystko jest w systemie , kiedy w Polsce dojdziemy do takich odkryć? Naprawdę tak trudno zorganizować biura dla ludzi? Mój syn stwierdził, że jeśli poradziliśmy sobie z paszportem w Polsce to już poradzimy sobie ze wszystkim w życiu i ma rację. 

Teraz żadna pani na lotnisku nie powie mi, że nie polecę, bo data w paszporcie nie taka. Nawet z nieważnym paszportem można przecież wrócić do domu. 

niedziela, 19 września 2021

rabarbar na Islandii

 Tytuł mylący, bo raczej o kulturę niż o roślinę mi chodzi. To wpis raczej z serii " co mnie dziwi na Islandii" . 

 Mamy najładniejszy we wsi rabarbar. Nieliczne rośliny radzą sobie w tym klimacie, najgorzej radzą sobie te , których nikt nie posadził  ale rabarbar rośnie bardzo ładnie. My dostaliśmy sadzonki od kolegi, który wynajmował dom po nas w Olafsviku. Koleżanki z pracy nie uprawiają rabarbaru ale dżemik lubią a ja chętnie się dzielę. Jedna z nich umówiła się ze mną i przyszła narwać sobie rabarbaru na przetwory. Wyszłam z nią do ogrodu żeby pokazać gdzie może ciąć. Zabrali się z mężem za pracę , chwilkę rozmawiałyśmy , patrzę a jej mąż odcina liście i pakuje je w oddzielną reklamówkę, którą przynieśli ze sobą. Pytam co będzie z tym robić a ona ,że nic , że to śmieci! Przynieśli torbę na śmieci! Ja na pewno nie pomyślałabym o tym , pewnie zabrałabym te liście ze sobą i wywaliła dopiero w domu .Wskazałam kompostownik ale dziwić się nie przestałam. Dlatego wkurza mnie jak czytam jacy to z Islandczyków brudasy. I od razu pamiętam kolegę , z którym nikt nie chciał pracować z powodu zapaszku a fabryka rybna do perfumerii nie należy, zwłaszcza tamta, w której suszyliśmy resztki z ryb (Klumba Olafsvik). W tym kraju jest naprawdę czysto, nie widać petów na ulicach ani innych śmieci. Może natura pomaga pozamiatać, skoro wiatr przestawia kontenery to co to dla niego zamieść papiery do oceanu? Naprawdę widzę jak schylają się po śmietki nie mówiąc już o zabieraniu własnych np.  po pikniku. Zapach stajni , ryby to nie brud, to zapach pieniędzy i nie ma co kręcić noskiem , bo niedomyty człowiek śmierdzi tak samo bez względu na pochodzenie .


jaja w Islandii

 Coś na temat kultury i w temacie "co mnie dziwi na Islandii". 

Od znajomych słyszeliśmy, że w Grundafjordur, ok 40 km od nas można kupić jaja prosto od kury. Pojechaliśmy tam dzisiaj kierowani wskazówkami znajomych. Akurat spod wskazanego domu wychodził mężczyzna o wyglądzie  Islandczyka. Skąd wiem? Przecież to widać, Polaka widać Islandczyka też poznasz bez trudu. - chcemy kupić jajka-

                                                        - tędy proszę-   i zaprowadził nas do swojego domku , a tam karton z równo ułożonymi jajami ,zapakowanymi w wytłaczanki po 10 sztuk i kartka z ceną 500 isk(ok 20 zł ) za wytłaczankę i pudełko na pieniądze . Wchodzisz, zostawiasz kasę ,bierzesz jaja i wychodzisz. Takie jaja . Dom otwarty, właściciele nie wiadomo gdzie , samoobsługa po islandzku. 

Jaja tu są o 139 isk (4,20 zł)tańsze niż w sklepie i możesz oddać wytłaczanki jeśli chcesz. Majątku może nie zaoszczędzisz ale każda korona się liczy . 

 Co dodać ? Ila trzeba na to pracować? Jeśli w fabryce to mniej więcej premia za przepracowaną godzinę.



islandzkie owce we wrzesniu




 We wrześniu możemy spotkać na drodze grupki osób zganiających owce z pastwisk . Rozdzielają je potem pomiędzy właścicieli i odprowadzają na miejsce zimowania. Większość jest wystrojona w islandzkie sweterki i na pewno się dobrze bawią, właściciele , nie owce. Jak rozpoznają , która czyja? Na pewno bez problemów, owce są kolczykowane i opisane zaraz po urodzeniu.   Całe lato spokojnie paradują po wyspie w poszukiwaniu najlepszej trawki i trzeba na nie uważać nie mniej niż na turystów, bo stopień uwagi na drodze podobny. Taka owca lezie ,nie patrząc pod nadjeżdżające auto a turysta gapi się na widoczki i wężykiem , albo okrakiem nad białą , środkową linia na ulicy sobie jedzie ,albo przystanie nagle bo w tym miejscu zdjęcie będzie niepowtarzalne a widoczek najcudniejszy albo...no właśnie... Dzisiaj jedziemy na zakupy do pobliskiego Grudnafjordur, uważamy na owce bo jeszcze nie wszystkie zagnane do zagród, paradują spokojnie siejąc zagrożenie. Chcąc napisać Wam coś miłego i pozytywnego o Islandii i zilustrować to zdjęciami nastawiłam w telefonie aparat i czekam... czekam ... Z daleka widać turystę na środku ulicy , pomyślałam, że opiszę go jako tego , który staje gdzie chce i łazi gdzie chce i wstawię zdjęcie tego barana na dwóch nogach i robię to zdjęcie ale co widzę? To nie on jest tu bohaterem , tym prawdziwym , ten prawdziwy jest na drugim planie a raczej takim bocznym  planie. Kilka kilometrów  od miasteczka i darmowej ubikacji. No ale co się dziwić ? Ile to razy zatrzymywaliśmy się w lasku czując naturalną potrzebę ? No ...dużo razy... kto tego nie robił? Ale tam był lasek a tu nie ma nic a natura wzywa i nie pozwala czekać. Co zrobić jak wzywa , ciśnie a krzaków , kamieni , nawet rowu jakiegoś nie widać od wielu kilometrów? Taki turysta przecież wie, że tu wszystko można a już na pewno kucnąć obok auta. Takie ujęcie dzisiaj uchwyciłam. I dzielę się tym tu.  Ale zrobiłam się prostacka a fuj!  Dlatego uważajcie na mnie będąc w Islandii , nie wiadomo czy nie czaję się z telefonem i Wasza dupa nie będzie bohaterką mojego kolejnego wpisu o islandzkich owcach.