Translate

piątek, 8 października 2021

islandzki paszport

 We wrześniu dostaliśmy islandzkie obywatelstwo to znaczy, że możemy złożyć wniosek o wydanie paszportu w kolorze niebieskim. Biuro , które się tym zajmuje znajduje się w miasteczku oddalonym od nas około 60 kilometrów. Wybraliśmy się tam w piątek. W okienku miła pani zapytała o kennitale czyli taki islandzki pesel , podała czytnik karty żebym mogła zapłacić 13000isk (ok 400 zł, niecały dzień pracy) . Następnie przeszłyśmy do kącika z aparatem, zrobiła mi zdjęcie, pokazała je , mogłam poprosić o nowe, ale było znośne więc zostało. Jeszcze zapytała o wzrost a ponieważ miała wątpliwości co do odpowiedzi zmierzyła mnie takim długim kijasem z podziałką. Zrobiłam odcisk palców wskazujących i złożyłam elektroniczny podpis. Jeszcze zrobiła ksero paszportu polskiego, którym potwierdziłam swoją tożsamość  i poinformowała ,że za tydzień dostanę paszport pocztą do domu. Żadnego wypełniania wniosków , latania po fotografach. Mój syn stwierdził, że po tym co widział w polskim urzędzie paszportowym spodziewał się ,że  i dzisiaj spędzimy dużo czasu na papierkowych robotach a tu całą procedura zajęła nam 10 minut. Z robieniem zdjęć i pogaduszkami z panią. Znalazła nasze zdjęcia w systemie z początków naszego pobytu tutaj, Dariusz miał trzy latka , teraz skończył osiemnaście. 

Opisałam  szczegółowo każdy krok bo nie ma o czym pisać. Kennitala załatwia sprawę, wszystko jest w systemie , kiedy w Polsce dojdziemy do takich odkryć? Naprawdę tak trudno zorganizować biura dla ludzi? Mój syn stwierdził, że jeśli poradziliśmy sobie z paszportem w Polsce to już poradzimy sobie ze wszystkim w życiu i ma rację. 

Teraz żadna pani na lotnisku nie powie mi, że nie polecę, bo data w paszporcie nie taka. Nawet z nieważnym paszportem można przecież wrócić do domu. 

niedziela, 19 września 2021

rabarbar na Islandii

 Tytuł mylący, bo raczej o kulturę niż o roślinę mi chodzi. To wpis raczej z serii " co mnie dziwi na Islandii" . 

 Mamy najładniejszy we wsi rabarbar. Nieliczne rośliny radzą sobie w tym klimacie, najgorzej radzą sobie te , których nikt nie posadził  ale rabarbar rośnie bardzo ładnie. My dostaliśmy sadzonki od kolegi, który wynajmował dom po nas w Olafsviku. Koleżanki z pracy nie uprawiają rabarbaru ale dżemik lubią a ja chętnie się dzielę. Jedna z nich umówiła się ze mną i przyszła narwać sobie rabarbaru na przetwory. Wyszłam z nią do ogrodu żeby pokazać gdzie może ciąć. Zabrali się z mężem za pracę , chwilkę rozmawiałyśmy , patrzę a jej mąż odcina liście i pakuje je w oddzielną reklamówkę, którą przynieśli ze sobą. Pytam co będzie z tym robić a ona ,że nic , że to śmieci! Przynieśli torbę na śmieci! Ja na pewno nie pomyślałabym o tym , pewnie zabrałabym te liście ze sobą i wywaliła dopiero w domu .Wskazałam kompostownik ale dziwić się nie przestałam. Dlatego wkurza mnie jak czytam jacy to z Islandczyków brudasy. I od razu pamiętam kolegę , z którym nikt nie chciał pracować z powodu zapaszku a fabryka rybna do perfumerii nie należy, zwłaszcza tamta, w której suszyliśmy resztki z ryb (Klumba Olafsvik). W tym kraju jest naprawdę czysto, nie widać petów na ulicach ani innych śmieci. Może natura pomaga pozamiatać, skoro wiatr przestawia kontenery to co to dla niego zamieść papiery do oceanu? Naprawdę widzę jak schylają się po śmietki nie mówiąc już o zabieraniu własnych np.  po pikniku. Zapach stajni , ryby to nie brud, to zapach pieniędzy i nie ma co kręcić noskiem , bo niedomyty człowiek śmierdzi tak samo bez względu na pochodzenie .


jaja w Islandii

 Coś na temat kultury i w temacie "co mnie dziwi na Islandii". 

Od znajomych słyszeliśmy, że w Grundafjordur, ok 40 km od nas można kupić jaja prosto od kury. Pojechaliśmy tam dzisiaj kierowani wskazówkami znajomych. Akurat spod wskazanego domu wychodził mężczyzna o wyglądzie  Islandczyka. Skąd wiem? Przecież to widać, Polaka widać Islandczyka też poznasz bez trudu. - chcemy kupić jajka-

                                                        - tędy proszę-   i zaprowadził nas do swojego domku , a tam karton z równo ułożonymi jajami ,zapakowanymi w wytłaczanki po 10 sztuk i kartka z ceną 500 isk(ok 20 zł ) za wytłaczankę i pudełko na pieniądze . Wchodzisz, zostawiasz kasę ,bierzesz jaja i wychodzisz. Takie jaja . Dom otwarty, właściciele nie wiadomo gdzie , samoobsługa po islandzku. 

Jaja tu są o 139 isk (4,20 zł)tańsze niż w sklepie i możesz oddać wytłaczanki jeśli chcesz. Majątku może nie zaoszczędzisz ale każda korona się liczy . 

 Co dodać ? Ila trzeba na to pracować? Jeśli w fabryce to mniej więcej premia za przepracowaną godzinę.



islandzkie owce we wrzesniu




 We wrześniu możemy spotkać na drodze grupki osób zganiających owce z pastwisk . Rozdzielają je potem pomiędzy właścicieli i odprowadzają na miejsce zimowania. Większość jest wystrojona w islandzkie sweterki i na pewno się dobrze bawią, właściciele , nie owce. Jak rozpoznają , która czyja? Na pewno bez problemów, owce są kolczykowane i opisane zaraz po urodzeniu.   Całe lato spokojnie paradują po wyspie w poszukiwaniu najlepszej trawki i trzeba na nie uważać nie mniej niż na turystów, bo stopień uwagi na drodze podobny. Taka owca lezie ,nie patrząc pod nadjeżdżające auto a turysta gapi się na widoczki i wężykiem , albo okrakiem nad białą , środkową linia na ulicy sobie jedzie ,albo przystanie nagle bo w tym miejscu zdjęcie będzie niepowtarzalne a widoczek najcudniejszy albo...no właśnie... Dzisiaj jedziemy na zakupy do pobliskiego Grudnafjordur, uważamy na owce bo jeszcze nie wszystkie zagnane do zagród, paradują spokojnie siejąc zagrożenie. Chcąc napisać Wam coś miłego i pozytywnego o Islandii i zilustrować to zdjęciami nastawiłam w telefonie aparat i czekam... czekam ... Z daleka widać turystę na środku ulicy , pomyślałam, że opiszę go jako tego , który staje gdzie chce i łazi gdzie chce i wstawię zdjęcie tego barana na dwóch nogach i robię to zdjęcie ale co widzę? To nie on jest tu bohaterem , tym prawdziwym , ten prawdziwy jest na drugim planie a raczej takim bocznym  planie. Kilka kilometrów  od miasteczka i darmowej ubikacji. No ale co się dziwić ? Ile to razy zatrzymywaliśmy się w lasku czując naturalną potrzebę ? No ...dużo razy... kto tego nie robił? Ale tam był lasek a tu nie ma nic a natura wzywa i nie pozwala czekać. Co zrobić jak wzywa , ciśnie a krzaków , kamieni , nawet rowu jakiegoś nie widać od wielu kilometrów? Taki turysta przecież wie, że tu wszystko można a już na pewno kucnąć obok auta. Takie ujęcie dzisiaj uchwyciłam. I dzielę się tym tu.  Ale zrobiłam się prostacka a fuj!  Dlatego uważajcie na mnie będąc w Islandii , nie wiadomo czy nie czaję się z telefonem i Wasza dupa nie będzie bohaterką mojego kolejnego wpisu o islandzkich owcach. 





Polacy w Islandii ,wywiad , z którym się nie zgadzam ,

 

    

Czasami nie mogę przemilczeć tematu. Po przeczytaniu wywiadu a właściwie tłumaczenia na FB ( zrzuty na zdjęciach wyżej) muszę się odezwać. Mieszkam na Islandii o rok dłużej niż ta pani i też  mam wyższe wykształcenie. Moja droga do obecnej pracy nie była łatwa. Osiem lat zanosiłam podania, reagowałam na każde ogłoszenie, aż doszłam do ściany i stwierdziłam, że teraz to nawet jak poproszą nie pójdę tam pracować. A jednak zerkałam przez okna na bawiące się przedszkolaki, (mieszkam przez płot z przedszkolem) i tęskniłam. Kocham dzieci, banalne ale co tu dodać. Tłumaczyłam sobie ,że tam jest słabo, że stoją  na deszczu, wietrze i mają słabo, że dzieci to wredne typki a praca z rodzicami..."obyś cudze dzieci uczył " itd ... ale ciągle za tym tęskniłam, więc kiedy w fabryce rybnej rodacy dali mi już tak popalić ,że słów brak( jak dokończę o tym historię , będzie link w tym miejscu) i akurat pojawiło się ogłoszenie o pracy w przedszkolu , zgłosiłam się i pracuję zgodnie z wykształceniem już piaty rok. Dlatego zbulwersowało mnie to co pani powiedział o sugestiach z jakimi spotkała się w przedszkolu. Owszem nakazujemy dzieciom "w przedszkolu po islandzku w domu po polsku" zwracam uwagę na "W DOMU PO POLSKU" . Tu jest duży nacisk na prawa obywatela , nie wyobrażam sobie żeby ktoś chciał wpływać na to w jakim języku rozmawiasz z dzieckiem w domu. Sugestia oddania na weekendy do islandzkiej rodziny to kolejna bzdura, zachęca się do wspólnej zabawy z islandzkimi dziećmi , o korzyściach z tego można zrobić kolejny wpis. Przyjaźń i nauka języka tak na pierwszym planie. Ale pokaż mi islandzką rodzinę, która przyjmie polskie dziecko i będzie się nim zajmować w weekendy! 

Kolejna sprawa tych stanowisk kierowniczych. U nas kierowniczką oddziału najmłodszych dzieci została Polka. Chyba nie zdradzam tu tajemnic zawodowych , można zobaczyć to na stronie przedszkola wiec to żadna tajemnica. Kierownikami, brygadzistami w czterech okolicznych fabrykach są Polacy. Mogę śmiało  postawić tezę, że więcej przeciwko Polakom na tych stanowiskach mają sami Polacy niż Islandczycy.

I jeszcze "pod pozorem braków proceduralnych nie dostała też islandzkiego obywatelstwa". 

Islandczycy co by o nich nie powiedzieć nie naginają przepisów. Jeśli mają powiedziane ,że tak ma być to TAK MA BYĆ. Nie mam na myśli produkcji rybnej , co tam się nagina nie dotyczy tego wpisu. Ja swoje starania o islandzkie obywatelstwo zaczęłam w 2018 roku. Tak chyba z nudów skserowałam co tam było w teczce  z dokumentami i wysłałam. Po jakimś czasie dostałam list ,że to za mało i listę jakich dokumentów mi brakuje.  Nie chciało mi się tym zajmować, nie zależało mi więc zignorowałam temat. Po roku przyszło pismo z wykazem brakujących dokumentów i prośba o ich uzupełnienie.  Nawet troszkę się zaangażowałam ale znowu nie chciało mi się tym zająć. Ale po roku znowu to samo, pismo i wykaz czego mi brak. Pewnie znowu zignorowałabym temat , ale kiedy nie wpuszczono nas do samolotu z paszportem polskim i pani nie rozumiała, że chcemy się DOSTAĆ DO DOMU  to ja zrozumiałam , poczułam potrzebę posiadania obywatelstwa islandzkiego . Czas spędzony w Polsce wykorzystałam na uzyskanie brakujących dokumentów(zaświadczenie o niekaralności) i w sierpniu 2021 roku nareszcie po trzech latach od pierwszego wniosku zebrałam wszystko. Byłam w kontakcie meilowym z panią z biura do spraw cudzoziemców i cały czas czułam, że chce mi ktoś pomóc, że prowadzi mnie i lekko mobilizuje do zajęcia się ta sprawą. Dziecko międzyczasie skończyło 18 lat , więc pani poprowadziła jego sprawę równolegle tak żebyśmy mogli zakończyć wszystko razem. I udało się ! Dzisiaj już mamy Islandzkie obywatelstwo , dzięki dopełnieniu WSZYSTKICH PROCEDUR i pomocy pani z biura do spraw cudzoziemców.( TU opowiadam o egzaminie na obywatelstwo ). Zamiast narzekać , na odmowę proponuję dopełnienie procedur.

"podkreśla też ,że poziom edukacji na Islandii nie jest najwyższy"

To jedno z wielu opinii o Islandii , która mocno mnie porusza. Przyjechałam tu z dziećmi do czwartej klasy i do przedszkola (miał 3 latka, to ten co teraz skończył 18 lat) . Starszy skończył takie tutejsze liceum , młodszy właśnie podąża śladem brata. Nie będę pisać o szkole islandzkiej , długi temat, nie na ten wpis, ale powiem ,że jestem członkiem kilku grup na FB (torty, ciasta, ogrody, domy) i tam wypowiadają się  absolwenci "najwyższych lotów" polskie edukacji, zresztą nie musisz należeć do żadnych grup żeby poczytać wypowiedzi wspaniale wedukowanych rodaków. Powiem tylko tyle , polskiego moje dzieci nie miały w szkole. Wszystko co umieją (czytać , pisać) po polsku nauczyłam ich sama (z oczywiście ich tatą) w domu. Nie pisali długich wypracowań po polsku ale piszą lepiej niż wielu po "wyższych lotów" polskiej szkole. Co to właściwie ten poziom edukacji jest? Co świadczy o "jego wysokości"? Szkoła mogłaby postawić większy nacisk na to żeby wychować szczęśliwych ludzi przygotowanych do życia a nie na sinusy, cosinusy i co to do cholery jest tangens? Nie przypadkiem przywołuję tu matematykę. Często słyszę,  że takie zadania jak tu w szkole średniej u nas rozwiązują w podstawówce. I co z tego? Ja, może nie jestem z tego dumna, ale nie pamiętam większości wkuwanych definicji na fizyce , chemii czy właśnie matematyce, ale pamiętam codzienny strach przed poniżaniem , gnębieniem przez wredne nauczycielki. 

"Islandczycy postrzegają siebie jako społeczeństwo, które wita wszystkich z otwartymi ramionami, ale to nieprawda" " Łatwiej będzie jej mężowi być obcokrajowcem w Polsce niż jej obcokrajowcem na Islandii" żali się pani dalej w swoim wywiadzie

To absolutnie prawda, że witają z otwartymi ramionami! Szczególnie jak przybywamy tu do pracy albo z kasą jako turyści. Oj jacy są gościnni i pomocni wtedy! Ale czy różnią się w tym od innych nacji? 

To oczywiste ,że jak ktoś czegoś chce od Ciebie to jest do rany przyłóż ale jak ty czegoś chcesz to już gorzej. 

 Kiedy w ubiegłym roku po zatrzymaniu nas na lotnisku ,z powodu przeterminowania paszportu wreszcie wróciliśmy do Islandii nasze dziecko ucałowało ziemię z radości. Takiej radości i ulgi nie czuliśmy dawno. Wiedzieliśmy ,że teraz wszystko pójdzie łatwo. Zmiana terminu powrotu to zmiana parkingu na lotnisku , zamiana terminu testów na covid o przedłużonym urlopie w pracy i reakcji naszych pracodawców warto wspomnieć w pierwszej kolejności.  Wyobraźcie sobie w Polsce ,ze pracownik pojechał na urlop za granicę i zamiast wypoczęty stawić się na czas w pracy  powiadamia ,że przegapił datę w paszporcie , musi wyrobić nowy i właściwie to nie wie ile potrwają procedury , nie wie kiedy wróci a potem jeszcze posiedzi sobie na kwarantannie jak długiej zależeć będzie od wyniku testu. Wszystko potrwa co najmniej trzy tygodnie a może być i osiem(jeśli nie uwzględnią szczególnych okoliczności , paszport będzie za  sześć tygodni a kwarantanna kolejne dwa).

No co powie Polski pracodawca? A nasze panie dyrektorki :" Nie martw się , daj znać kiedy będziesz mogła przyjść, tylko najpierw zrób test na covid" A u męża " Nie martw się ,  pij dużo piwa, pracy na razie jest mało , damy radę, daj znać kiedy wrócisz, tylko najpierw zrób test na covid". 

Daty testów przełożyli nam automatycznie, byliśmy w systemie , zapłacone ,żaden problem, parking nie chciał się otworzyć, (dwa razy był dopłacany), więc pan z obsługi otworzył go po prostu jak zobaczył nas w kamerce. Tu wszystko jest w systemie, łatwe, bezproblemowe...

Latem kupiliśmy wannę i nóżki do niej , zadzwoniłam jeszcze zanim ją wysłali i powiedziałam, że jednak jej nie chcemy a nóżki odwieźliśmy po miesiącu, nawet nie pytała pani o paragon tylko numer ewidencyjny i wszystko miała w systemie. Pieniążki przelane , transakcja anulowana, bez problemu. Pamiętam reklamacje w Polsce i nie byłam tam cudzoziemcem, więc nie zgodzę się, że łatwiej tam niż nam tu. 

To tylko kilka ostatnich przykładów, przez piętnaście lat nazbierało się tego więcej. Oczywiście nie odbieram pani prawa do opinii i rozumiem jej złość. Sama nie raz chciałam uciekać , ale z całkiem innych powodów z tymi wymienionym po prostu się nie zgadzam i dlatego wyraziłam swoje zdanie.

Nie wiem kto dokuczył mi bardziej za granicą ? Jakby to dało się zważyć na wadze to chyba nasi rodacy wygraliby z Islandczykami. Nasi może to z powodu tej cudownej edukacji są tak wredni dla siebie nawzajem, że tematu nie przegadasz a Islandczycy są przecież u siebie i jeśli nie akceptujemy ich  możemy wracać do Ojczyzny, ceny już tam prawie islandzkie to poczujemy się dobrze ...

Ja na zawsze będę rozdarta pomiędzy Polską a Islandią . Muszę więcej pisać o tym co mi się tu podoba , bo skupiam się raczej na tych złych emocjach i trudno z tym żyć. 

niedziela, 4 lipca 2021

wulkan na Islandii 2021

 Od marca leje się lawa w dolinie Galdingadalur, krater nazywa się Fagradasfjall i to pierwsze ale nie ostatnie islandzkie nazwy w tej przygodzie. Lawa leje się od marca ale my dopiero dzisiaj ,26 czerwca wybraliśmy się na spacer żeby to zobaczyć. Wreszcie dzień był słoneczny i zapowiadała się piękna pogoda aż do odwołania. Wcześniej, wiosną można było podejść do samego pęknięcia w ziemi , spacer w trudnych górskich warunkach trwał trzy godziny ale nasza ciekawość była tak mała ,że nie chciało nam się tam iść. Jednak mieszkając tu nawet nie wypada tego nie zobaczyć na żywo. Ludzie jadą z drugiego końca świata więc i my wreszcie ruszyliśmy się z Hellissandur. 

Około 50 kilometrów za Reykjavikiem w stronę lotniska międzynarodowego w Kefalviku skręcamy w drogę do Grindaviku, mijamy jedną z największych atrakcji Islandii Błękitną Lagunę i wspomniany Grindavik i już z daleka widać parking absolutnie dziki ale płatny ok30 złotych (płacimy telefonem  przez aplikację) jak już się uda zaparkować i nie urwać podwozia( jednak trzeba kupić "wyższe" auto bo tym szorujemy po islandzkich atrakcjach) idziemy w kierunku dymku i razem z niezłym tłumkiem ciekawskich. Na pierwszym rozdrożu decydujemy się na drogę w lewo (przypadek?) i oglądamy lawę z bliska. Nie cieknie, stoi zastygła ale dymiąca miejscami, nic dziwnego ,że turyści włażą na nią i robią sobie fotki, dzisiaj też pani w pięknych gumiaczka gięła się  na lawie. To jednak nie jest zupełnie bezpieczne, nie wiadomo czy tam pod spodem wszystko solidnie zastygło, w końcu to LAWA. Nie podchodziliśmy tam gdzie mocniej dymiło bo to nie wiadomo co ten dym zawiera ale poszliśmy w górę za wszystkimi żeby podejść bliżej wulkanu. Wspinaliśmy się około godziny i z bardzo daleka zobaczyliśmy ogień buchający z krateru! Wspinaczka była miejscami naprawdę niebezpieczna , stromo i po  osuwających się kamyczkach, starsi ludzie mieli duże trudności a przecież ja też jestem starszy LUDŹ. W dodatku okazało się, że zapomniałam zabrać sportowe ubranko i maszerowałam w ulubionym sweterku od Zary i z kurteczką różową od  Luisy.  Na trasie były też inne  paniusie w różowych fatałaszkach i od razu łapałyśmy nić porozumienia, było więc miło i brakowało tylko reklamówki z biedry i sandałków. Na szczęście odpowiednie  buty zapakowałam i mogłam maszerować bezpiecznie.  

Z góry niesamowite widoki, doskonale widać i dolinę , którą płynie lawa i drogę , którą ma zalać i ocean do którego zmierza. Zapowiadają, że do oceanu dotrze za dwa tygodnie ale już wczoraj czytałam, że chyba szybciej bo wywala jakby więcej więc tak naprawdę nie wiadomo. Teren jest bezludny ale akurat na trasie lawy jest jeden samotny dom już opuszczony przez mieszkańców, co za pech, że akurat  tędy ta lawa płynie. Zaleje go na pewno jeśli się nic nie zmieni. 

Po godzinnym marszu pod górę stwierdziliśmy, że dość wrażeń. Bałam się o moich panów zwłaszcza ,że widzieliśmy na dole karetkę , już ktoś nie dał rady zejść o własnych siłach. krokomierz pokazał ponad 13 tysięcy kroków  od rana więc i czuliśmy się zmęczeni. Wróciliśmy spokojnie do stolicy na nocleg.  Nie wiadomo jak długo jeszcze ten wulkan będzie aktywny, codziennie są na ten temat informacje i raz leje mniej raz więcej , raz wyrzuca lawę wysoko a potem się uspokaja , raz robi to często by potem pluć co chwilkę. Obserwują go dokładnie , widać helikoptery nie tylko te turystyczne. Można podlecieć tam blisko i lądować ale nawet nie wiem ile taka atrakcja kosztuje, na pewno zbyt drogo jak wszystko tutaj.

 Na pewno warto tam się wybrać i samemu ocenić jak daleko iść. Jest to wycieczka dla sprawnych wędrowców ale i starszych  i dzieci nie brakuje na trasie. Można zapomnieć o sportowych ubrankach ale już o butach na pewno nie . Pomimo pięknej pogody zakładałam i zdejmowałam kurtkę kilka razy jak to na Islandii raz wieje raz grzeje. Mieliśmy ze sobą picie ale plecaki zostały w domu z kurtką więc batonik w kieszeń a butelka z wodą w rękę i to na pewno wystarczy na podstawową wycieczkę, chyba ,że ktoś planuje dojść do samego krateru. Na dalszą trasę  na pewno trzeba być lepiej przygotowanym. 








 





 





 


















wtorek, 15 czerwca 2021

egzamin z języka islandzkiego na obywatelstwo

 to tylko jeden dzień z życia....


Czwarty czerwca jest dniem szczególnym w naszym życiu, rocznica ślubu a w tym roku akurat tego dnia zaplanowano egzamin z języka islandzkiego . Dokumenty o obywatelstwo  złożyłam dawno temu, ale podeszłam do tematu dość luźno. To znaczy nie doczytałam dokładnie  czego potrzeba i tak wysłałam sobie co tam miałam w domu. No niestety nie, wymagania są dość konkretne a lista jest długa. Przysłali mi dokładny wykaz czego oprócz mieszkania tu minimum 7 lat potrzebuję. Największą przeszkodą było to co mogę uzyskać tylko  w Polsce zaświadczenia o niekaralności. Okazało się ,że ambasada nie będzie pomocna ale mogę postarać się o to zaświadczenie za pośrednictwem konta w banku. Wszystko szło dobrze do momentu gdzie miałam podać kod z karty kodów, po trzecim błędzie zorientowałam się ,że używam karty męża , nie zadziałało ale skutecznie zablokowało dostęp do konta. Odblokować mogę telefonicznie ale bank musi oddzwonić na jeden z  dwóch podanych  przeze mnie numerów , jeden mam do pracy , w której nie pracuję od 15 lat a drugi do mieszkania , w którym nie mieszkam od 15 lat. Zagranicznego numeru bank przyjąć nie chciał już nie pamiętam dlaczego. Konto zablokowane,  zaświadczenia brak, sprawa odroczona, po jakimś czasie przypomnieli o sobie i przysłali mi listę "braków" , akurat zbliżały się wakacje. Przypadek sprawił, ze zostaliśmy w Polsce dłużej niż planowaliśmy  TU więc był czas na spokojną wyprawę do Sądu po zaświadczenie. Myślałam ,że to będzie złożenie wniosku, bieganie po piętrach po znaczki , czekanie tygodniami na zaświadczenie a tu opłata w jednym okienku, wniosek na ścianie przed biurem i największy szok, pan po prostu wprowadził mój pesel do swojego komputera i za pomocą jednej pieczątki załatwił sprawę. Szok dłużej trwał niż pobyt w Sądzie. Okazało się jeszcze, że moje dokumenty muszą mieć apostille czyli potwierdzenie autentyczności. Islandzkie biuro sugerowało wizytę w naszej ambasadzie ale i TĄ sprawa nasza ambasada się nie zajmuje ... co oni tam właściwie robią ? Na szczęście można to załatwić pocztą, jak też tłumacza, bo miejscowy chciał jakieś krocie za tłumaczenia. Jeszcze kilka świstów ,że nie zalegam z długami, nie pobieram zasiłków ,nie zalegam w naszej gminie z opłatami, o dochodach za ostatnie 3 miesiące, o podatkach za ostatnie 3 lata  i o niekaralności tu na miejscu.

 Muszę dodawać ,że każdy papier trzeba opłacić? Ktoś policzył, że wszystko ponad 100 000 isk . Na tym etapie został ostatni punkt : egzamin z języka islandzkiego (oczywiście nie darmowy - 35000 isk. ) Słyszałam od znajomych ,że "załatwiali " sobie ten egzamin jednym telefonem od znajomego Islandczyka , który TAM dzwonił , mówił, że osoba  rozmawia i po sprawie. Poprosiłam moje koleżanki o pomoc w tej kwestii. Oczy mają wielkie do tej pory. Trudno myślę sobie , odpuszczam, ale moja polskojęzyczna koleżanka z pracy powiedziała, że ten egzamin jest w czerwcu. Jak to warto rozmawiać w jakimkolwiek języku. Zapisałam się na ten egzamin ale podjęłam desperacką próbę i napisałam list ,że tu mieszkam 15 lat, mam Synowa Islandzką, mam wnuczkę w połowie Islandzką , mam ponad 200 godzin kursów i pracuję od czterech lat jako nauczycielka ich dzieci, skoro mogę uczyć dzieci to chyba i umiem coś tam mówić, ale pozostali głusi na moje skomlenia ( zostaje pytanie czy tamtym rzeczywiście udało się bez egzaminu czy to kolejne kłamstwo na liście zmyślonych historii miejscowych mitomanów)  . 


Kto chciał poczytać o egzaminie powinien przeskoczyć w TO miejsce. Egzamin był o 13.00 . Zebraliśmy się w poczekalni. Same egzotyczne twarze,  ok 40 osób i tylko ja z Polski. Chwilę przed czasem przyszła pani , sprawdziła listę i dokładnie , pomalutku wyjaśniała kolejne kroki, przeszliśmy do sali egzaminacyjnej. Koperta na stoliku a w niej zadania. Najpierw dwa dialogi do posłuchania i do nich pytania, potem dwa teksty  do poczytania  samodzielnego i do nich pytania, potem opowiedz w co najmniej pięciu zdaniach co widzisz na obrazku , i na koniec części pisemnej opowiedz w co najmniej pięciu zdaniach i swoim dniu. Bułka z masłem. Po drugim czytaniu ktoś zawołał że chce jeszcze raz, myślę, dobrze ! JA zrozumiałam! ale jak już pozwolili przejść do czytania to zbladłam, bo  kiedy ja byłam w połowie pierwszego tekstu  jedna pani już skończyła! Myślę, nie dobrze! Trzeba się skupić. Lepiej napisać mniej a poprawnie czy więcej ale z ryzykiem błędów...jak na maturze . 

Wyszłam z sali jako 5 i usiadam na kanapie obok jedynej pani , którą podejrzewałam o Polskie pochodzenie, zagaduję wiec  oczywiście po islandzku  "skąd jesteś?" ale odpowiedź pokazała tylko braki w mojej edukacji, nie znam takiego kraju, ale faceta ma Polaka wiec się pięknie uśmiechnęła a tu  kobieta z krzesła " proszę nie rozmawiać " !Mówię jej przepraszam, ale my nie o egzaminie przecież. Zamiast się ucieszyć , podsłuchać nas i wypuścić z dyplomem kazała siedzieć cicho. Po chwili poszłam na egzamin ustny. Pani włączyła nagrywanie i zadała kilka podstawowych pytań, potem pokazała obrazki i kazała opowiadać co na nich widzę, jacyś ludzie na ulicy, jakieś dzieci z piłką , rodzinka na pikniku takie tam a potem rozmowa o jedzeniu , co tam lubię a co w restauracji zamawiam i koniec . Mowę ,że to stresująca dla mnie sytuacja a pani ,że niepotrzebnie bo dobrze mi poszło. Najgorsze, że na wyniki trzeba czekać 4 do 6 tygodni, ale przynajmniej wyślą informację do właściwego urzędu.  Wychodząc z budynku spotkałam pana , który też zdawał. Zapytałam jak mu poszło a on odpowiedział po angielsku, że jest tu drugi raz i że TO TYLKO JEDEN ,KOLEJNY DZIEN Z ŻYCIA ....

za dwa tygodnie dopiszę jak mi poszło....albo "spalę się ze wstydu" i nic już nie napiszę 


PS. 7 lipca przyszedł wynik egzaminu, zdałam ! Teraz pozostało czekać na decyzje urzędu o przyznaniu obywatelstwa, mam nadzieję, że nie będą wymagać od nowa dokumentów , które były ważne miesiąc . Czekamy ...


PS. 14 lipca z Utlendingastofnun biuro , które rozpatrzy wniosek, przysłało zapytanie o egzamin, bo chcą rozpatrywać ale brak tego egzaminu. Na egzaminie jasno ale w języku obcym powiedzieli, że wyślą sami i my nie musimy już wysyłać . To samo było w mailu z wynikiem egzaminu, jednak nie wysłali , albo niesłusznie zdałam, bo nie rozumiem. Wysłałam szybciutko dyplom a za dwa dni kolejny mail tym razem potwierdzający moje obawy. Syn miesiąc temu ,13 czerwca skończył 18 lat ,więc nie mogę za niego decydować i uczynić go islandzkim obywatelem. Mamy złożyć wniosek jeśli Młody chce , taki specjalny dla  ludzi w wieku 18 -21 lat . Już poszedł pocztą elektroniczną a jutro wyślemy zwyczajną. Na pewno będzie konieczna opłata 25000isk (780 zł) . nie pamiętam też czy zapłaciłam za mój wniosek , składałam pierwszy w 2018 roku, można nie pamiętać ale skoro zajmują się jeszcze moimi papierami to zakładam, że tak. Jeśli nie na pewno się upomną w stosownym momencie. Czekamy...


PS. 14.09 2021 Byłam już zniecierpliwiona czekaniem , nawet szukałam pomocy na FB Polonia w Islandii 


ale jak widać mało odpowiedzi i mało konkretów.  I wreszcie dzisiaj 14 września przyszła poczta duża koperta a w niej decyzja... Mamy to ! Od dziś mogę wpisać w rubrykę OBYWATELSTWO  dwa obywatelstwa. Jak się z tym czuję? Nikt na lotnisku nie powie mi, że  "wyjeżdżam do Islandii", teraz to ja wracam do domu, do kraju , którego jestem OBYWATELKĄ , nie jestem już tu gościem, rezydentem. Jestem OBYWATELKĄ ISLANDII .