Moja nowa praca ma jeden ogromny minus mianowicie łapię natychmiast wszystko co przynoszą dzieci. W ubiegłym tygodniu przyniosły WIRUSA. U mnie zaczęło się chyba w środę , lekkie drapanie w gardle, w piątek już nie mogłam przełykać a w poniedziałek zaraz po ósmej spróbowałam zarejestrować się do lekarza. Wy tam w Polsce narzekacie ,że do specjalisty trzeba czekać. Powiem Wam tak w Islandii już do tzw pierwszego kontaktu trzeba sobie poczekać. Najczęściej proponują wizytę "na telefon" . Wygląda to tak,że doktor od 12.00 do 16.00 dzwoni do ludzi i klasyfikuje kogo jutro przyjąć osobiście. Jednak w poniedziałek nie udało mi się nawet "na telefon" ,we wtorek zadzwonił i zaprosił na środę na 10.00. To chyba jedyny plus islandzkiej służby zdrowia :nie czekasz w poczekalni , jeśli masz być na 10.00 opóźnienie może być tylko kilka minut . Po badaniu nie było zaskoczenia , parkodin złoty lek na wszystko ale zalecił poleżeć do poniedziałku. Jeśli chodzi o zwolnienie lekarskie to nie mamy tu problemów. Można je dostać przez telefon i możemy mieć wpływ na długość tego zwolnienia. W fabryce rybnej nie potrzebowałam prosić o papier. Szefowa ufała mi i zawsze wypłacała za "chorobowe" ,wystarczyło powiedzieć,że jestem chora .Teraz mam "państwową posadę" oczywiście wszyscy słyszeli(prawie nie mogę mówić) i widzieli ,że nie udaję ale papier jest potrzebny.
Jeśli chodzi o leki, kwitnie handel tym co ludzie przywożą walizkami z Polski , codziennie pojawiają się ogłoszenia i można zaopatrzyć się nawet w antybiotyki. Nie mam pojęcia jak udaję się przywieść cała aptekę . Kiedyś bratowa wrzuciła mi do paczki syrop na gorączkę dla dzieci i pyralginę , znaleźli, wyrzucili i więcej nie prosiłam o leki. Ludzie leczą się na własną rękę, leczą też swoje dzieci. Nie muszę dodawać ,że robią to amatorsko. Ja nie mam tyle odwagi albo powiem ,ze mam więcej szacunku dla własnego zdrowia, wolę pomęczyć się i podenerwować na islandzkich lekarzy niż brać niepotrzebnie leki. Teraz popijam mleczko z miodem lekko senna po pierwszej tabletce PARKODINU i odpoczywam pod kocykiem.
kilka zdjęć z facebooka
Translate
środa, 8 maja 2019
niedziela, 5 maja 2019
Książka tort komunijny
BISZKOPT : (do tego tortu trzeba podwójną porcję)
200g mąki (3/4 pszennej + 1/4 ziemniaczanej), szczypta soli, 1 łyżeczka proszku do pieczenia ,
6 jaj, 3/4 szklanki cukru, 1/4 szklanki wrzątku
KREM:
3 szklanki mleka, 250 gr masła, 3/4 szklanki cukru,2 łyżki cukru waniliowego, 80 g mąki pszennej , 80 g mąki ziemniaczanej, 2 żółtka , 500 g serka mascarpone
1 szklanka =250 ml
OWOCE:
500g truskawek mrożonych (mogą być inne owoce) 6 łyżek cukru, 3 łyżeczki żelatyny(zalać 4 łyżkami wody),2 łyżki soku z cytryny, 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
PACZ: do nasączenia używam ok szklani soku bez koloru (np brzoskwiniowy), może to być woda z cytryną i cukrem waniliowym, dla dorosłych odrobina alkoholu 50 ml na szklankę
DODATKOWO:porcja masy cukrowej, krem Milki Way do tynkowania, użyłam również brokatu i perełek do dekoracji
KREM MILKI WAY:
200g masła , 2 szklanki mleka w proszku, 1/2 szklanki mleka , 3/4 szklanki cukru, cukier waniliowy
MASA CUKROWA:
270 g pianek, 3-4 łyżki wody , 500 g cukru pudru, barwnik biały ( opcjonalnie inne kolory)
WYKONANIE: piekarnik na 180 C, żółtka ubijam z cukrem ,po chwili dolewam wrzątek, kiedy robot ubija żółtka ja przesiewam mąki z proszkiem następnie ubijam pianę z białek ze szczyptą soli, żółtka potroją objętość wtedy dodaję pianę z białek i chwilę ubijam , tylko do połączenia, teraz dodaję mąki z proszkiem mieszam łopatką, mąki dodaję w trzech porcjach, wylewam do zwykłej prostokątnej blaszki wyłożonej na dnie papierem do pieczenia. Piekę 35 minut z termoobiegiem .
KREM: 2 szklanki mleka zagotować w tym czasie mieszam mąki z cukrem i żółtkami, gotujące się mleko wlewam do masy żółtkowej , następnie przelewam to do garnka i gotuję gęsty budyń, przykrywam folią i odstawiam do wystudzenia, masło ucieram na puch , dodaję zimny budyń na koniec serek mascarpone, jeśli tort byłby dla dorosłych to jest moment na dodanie alkoholu, świetnie smakuje z pomarańczówką z likierami jajecznymi albo kawowym .
OWOCE:Owoce z cukrem postawić na palniku, ogrzewać aż rozpuści się cukier , sok z cytryny wodę i mąkę ziemniaczaną dobrze wymieszać i dodać do owoców, zagotować, dodać napęczniałą żelatynę
owoce można przygotować dzień wcześniej ,jeśli będą zbyt "twarde" można dodać wody,
MASA CUKROWA:
pianki i wodę podgrzewam na wolnym ogniu,( u mnie to jest 5 na kuchence indukcyjnej), od czasu do czasu mieszam żeby się rozpuściły pianki ale nie przypaliły, w tym czasie przesiewam 500 g cukru pudru( w przepisie z którego nauczyłam się robić tą masę jest 600 g ale jeszcze nigdy nie użyłam więcej niż 500 g) W dużej misce robię zagłębienie w cukrze i wlewam tam rozpuszczone pianki za pomocą łopatki, zawsze mi troszkę tej masy zostaje, nie udaje mi się dokładnie "wyskrobać", łopatką zagarniam rozgrzane pianki żeby łączyły się z cukrem. Kiedy da się już to wziąć w ręce przekładam na blat i wyrabiam jak ciasto zagniatając z cukrem, dodaję barwnik. Ręce obsypuję cukrem żeby masa się nie kleiła do rąk i podsypuję żeby nie lepiło się do blatu, prawie cały cukier zagarnia masa. odkładam masę do woreczka . Wszystkie ozdoby z masy cukrowej robię dużo wcześniej, po wysuszeniu odkładam do pudełka szczelnie zamkniętego gdzie czekają na wielkie wyjście.
KREM MILKI WAY: mleko zagotować z cukrem , wystudzić , zmiksować masło , dodać mleko w proszku i wystudzone mleko z cukrem.Ubijać ok 10 minut. To bardzo dobry krem do tynkowania tortów.
Kiedy już wszystko jest przygotowane można poskładać książkę. Biszkopt kroję na półtora centymetrowe blaty. Pierwszy nasączam wykładam owoce ale na brzegi odrobina kremu, drugi blat nasączam i wykładam warstwę kremu, trzeci blat , krem i teraz widoczne na zdjęciu mniejsze prostokątynasączam je i pokrywam kremem
ostatni blat również nasączam i całość odstawiam w chłodne miejsce do stężenia kremu.
kiedy już mamy dociętą księgę możemy przystąpić do tynkowania kremem Milki Way, pierwsza warstwa, czekamy aż zastygnie i druga warstwa juz musi być dopracowana równiutka góra a na brzegach robię packą rowki imitujące kartki
i teraz to co najbardziej lubię , prostokąt z masy cukrowej na brzegach zaginam układam pozostałe ozdoby i tort już jest gotowy
tort bezowy
beza: 250 gram białek(6-7 jaj)
300 gram cukru
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka soku z cytryny
szczypta soli
krem: 750 ml śmietanki kremówki 36%
500 g mascarpone
3 łyżeczki żelatyny namoczone w 3 łyżkach wody
500 g owoców u mnie truskawki
słoik dżemu o smaku owoców jakie zamierzamy użyć do tortu ( np.jeśli truskawki to dżem truskawkowy) 1 łyżka galaretki rozpuszczona w 5 łyżkach wody, liście mięty ( u mnie sezonowo jeśli akurat urosły w inspekcie)
Białka do miski miksera i zaczynając od prędkości nr 5 zwiększam prędkość do maksymalnej, nie czekając na ubicie białek, wystarczy ,że troszeczkę się spienią zaczynam stopniowo dodawać cukier. po dwie łyżki mniej więcej co minutę. W tym czasie przygotowuję papier do pieczenia, dwie sztuki , od spodniej strony rysuję kółka o średnicy 26 cm. Po ok 10 minutach ubijania beza jest gotowa, dodaję łyżeczkę soku z cytryny i łyżeczkę mąki , chwilkę miksuję do połączenia i już wykładam bezę na papier. Na brzegach bezy za pomocą rękawa cukierniczego i tylki Wiltona 2D robię różyczki, oczywiście można zostawić brzegi tak jak wyjdą za pomocą łyżki . Tak powstają mi dwa blaty , pierwszy trafia na pierwszy poziom piekarnika drugi na 3 poziom.
Rozgrzewam piekarnik do 180 C a po ustawieniu bezy zmniejszam temperaturę do 140 C , po pół godzinie zamieniam blaty miejscami , zmniejszam temperaturę do 100 C i suszę bezę 50 minut, sprawdzam po tym czasie czy ładnie odchodzi od papieru, jeśli tak wyłączam piekarnik i zostawiam na 15 minut, po tym czasie uchylam drzwiczki, zabezpieczam je łyżką drewnianą i tak zostawiam bezę na noc. Taki torcik można upiec ,zapakować w folię i przechowywać długo, przed podaniem zrobić krem.
Krem: Ubić śmietankę , żelatynę rozpuścić w mikrofali i dodać do śmietanki, do mascarpone w temperaturze pokojowej dodaję troszkę śmietanki , potem więcej żeby powstał ładny krem.
( Nie udaje mi się tego ubić razem jak podają przepisy , powstają grudki z serka a zanim je rozbiję śmietanka jest już zważona dlatego taki sposób ubijania serka.)
Nie dodaję do tego cukru, beza jest wystarczająco słodka.
Galaretkę rozpuszczoną w 5 łyżkach wody wlewam do miski i delikatnie obtaczam w tym owoce , również moczę listki mięty, pięknie błyszczą
na pierwszy blat tortu wykładam dżem , potem 1/2 śmietanki , drugi blat na niego owoce, śmietankę wyciskałam tylką Wiltona nr 2 B
poniżej inne sposoby dekorowania torcika bezowego , polecam każdą wersję
kształt też zależy od naszej wyobraźni
jeśli za mało komuś słodyczy to odrobina karmelu na pewno pomoże
i wersja urodzinowa
jeśli w sklepie brak sensownych owoców winogrona też są pyszne
300 gram cukru
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka soku z cytryny
szczypta soli
krem: 750 ml śmietanki kremówki 36%
500 g mascarpone
3 łyżeczki żelatyny namoczone w 3 łyżkach wody
500 g owoców u mnie truskawki
słoik dżemu o smaku owoców jakie zamierzamy użyć do tortu ( np.jeśli truskawki to dżem truskawkowy) 1 łyżka galaretki rozpuszczona w 5 łyżkach wody, liście mięty ( u mnie sezonowo jeśli akurat urosły w inspekcie)
Białka do miski miksera i zaczynając od prędkości nr 5 zwiększam prędkość do maksymalnej, nie czekając na ubicie białek, wystarczy ,że troszeczkę się spienią zaczynam stopniowo dodawać cukier. po dwie łyżki mniej więcej co minutę. W tym czasie przygotowuję papier do pieczenia, dwie sztuki , od spodniej strony rysuję kółka o średnicy 26 cm. Po ok 10 minutach ubijania beza jest gotowa, dodaję łyżeczkę soku z cytryny i łyżeczkę mąki , chwilkę miksuję do połączenia i już wykładam bezę na papier. Na brzegach bezy za pomocą rękawa cukierniczego i tylki Wiltona 2D robię różyczki, oczywiście można zostawić brzegi tak jak wyjdą za pomocą łyżki . Tak powstają mi dwa blaty , pierwszy trafia na pierwszy poziom piekarnika drugi na 3 poziom.
Rozgrzewam piekarnik do 180 C a po ustawieniu bezy zmniejszam temperaturę do 140 C , po pół godzinie zamieniam blaty miejscami , zmniejszam temperaturę do 100 C i suszę bezę 50 minut, sprawdzam po tym czasie czy ładnie odchodzi od papieru, jeśli tak wyłączam piekarnik i zostawiam na 15 minut, po tym czasie uchylam drzwiczki, zabezpieczam je łyżką drewnianą i tak zostawiam bezę na noc. Taki torcik można upiec ,zapakować w folię i przechowywać długo, przed podaniem zrobić krem.
Krem: Ubić śmietankę , żelatynę rozpuścić w mikrofali i dodać do śmietanki, do mascarpone w temperaturze pokojowej dodaję troszkę śmietanki , potem więcej żeby powstał ładny krem.
( Nie udaje mi się tego ubić razem jak podają przepisy , powstają grudki z serka a zanim je rozbiję śmietanka jest już zważona dlatego taki sposób ubijania serka.)
Nie dodaję do tego cukru, beza jest wystarczająco słodka.
Galaretkę rozpuszczoną w 5 łyżkach wody wlewam do miski i delikatnie obtaczam w tym owoce , również moczę listki mięty, pięknie błyszczą
na pierwszy blat tortu wykładam dżem , potem 1/2 śmietanki , drugi blat na niego owoce, śmietankę wyciskałam tylką Wiltona nr 2 B
poniżej inne sposoby dekorowania torcika bezowego , polecam każdą wersję
dowolny barwnik , może być w kolorze owoców
kształt też zależy od naszej wyobraźni
jeśli za mało komuś słodyczy to odrobina karmelu na pewno pomoże
i wersja urodzinowa
jeśli w sklepie brak sensownych owoców winogrona też są pyszne
sobota, 3 listopada 2018
Kler w Paradis Bio w Reykjaviku
13 października wybraliśmy się do kina na film Wojciecha Smarzowskiego pt. Kler . Była to nasza pierwsza wizyta w Islandzkim kinie. Przyszliśmy godzinkę wcześniej żeby poprosić o wydrukowanie biletów i może zająć miejscówki. Bilety kupiliśmy przez internet i mieliśmy tylko numer zamówienia. Okazało się , że to wystarczy. Frekwencja w tym kinie zawsze była tak niska ,że nikt nie zawracał sobie głowy miejscówkami, ale nie tym razem. Tym razem kino było pełne. Za nami ustawił się cały tłum. Z seansu wychodzi się tymi samymi drzwiami , więc dopóki ci z 17.00 nie wyszli kolejka stała grzecznie. Kiedy ostatnia osoba opuściła salę ,nasze społeczeństwo pokazało "wioskę". Tłum ruszył szturmem do wejścia, wprawdzie stała tam jakaś dziewczyna z zadaniem sprawdzania biletów ale była bez szans. Wpakowało się towarzystwo i szybciutko zajęło miejsca w wygodniutkich fotelach. Jeszcze szeleściły jakieś papierki , jeszcze słychać było komentarze.
I zaczęła się projekcja. Czekam na ten skandal, na sceny wywołujące tyle emocji, tyle oburzenia i nic. Cała prawda, znana z życia. Z różnych stron sali słychać śmiechy , komentarze do czasu...
I nie chodzi mi o przerwę. Wyobraźcie sobie nagle napis na ekranie HLE , co znaczy krótka przerwa. Kilka osób wyszło po piwko, kilka wróciło z popcornem .
Zobaczyliśmy wreszcie co wywołało cały skandal, miałam już do końca gęsią skórkę a w kinie zaległa cisza... nikt nie żarł już popcornu ani nie silił się na dowcip. Nie będę opowiadała treści, bo to trzeba zobaczyć i przeżyć po swojemu. Po ostatniej scenie nie od razu było jasne ,że to koniec. Siedzieliśmy jeszcze chwilkę jakby w oczekiwaniu na coś, wszyscy w szoku. Wychodziliśmy w ciszy i z dziwnym wyrazem twarzy. Korytarz był wypełniony oczekującymi na kolejny seans, obserwowali nasze miny . Ktoś powiedział " bo to są ci co chodzą do kościoła". Chciałabym zobaczyć z jaką on miną będzie opuszczał kino...
Uważam , że ten film jest bardzo potrzebny , nie można myśleć,że wszyscy ludzie przyjmą bezkrytycznie cokolwiek proboszcz rozkaże.
I zaczęła się projekcja. Czekam na ten skandal, na sceny wywołujące tyle emocji, tyle oburzenia i nic. Cała prawda, znana z życia. Z różnych stron sali słychać śmiechy , komentarze do czasu...
I nie chodzi mi o przerwę. Wyobraźcie sobie nagle napis na ekranie HLE , co znaczy krótka przerwa. Kilka osób wyszło po piwko, kilka wróciło z popcornem .
Zobaczyliśmy wreszcie co wywołało cały skandal, miałam już do końca gęsią skórkę a w kinie zaległa cisza... nikt nie żarł już popcornu ani nie silił się na dowcip. Nie będę opowiadała treści, bo to trzeba zobaczyć i przeżyć po swojemu. Po ostatniej scenie nie od razu było jasne ,że to koniec. Siedzieliśmy jeszcze chwilkę jakby w oczekiwaniu na coś, wszyscy w szoku. Wychodziliśmy w ciszy i z dziwnym wyrazem twarzy. Korytarz był wypełniony oczekującymi na kolejny seans, obserwowali nasze miny . Ktoś powiedział " bo to są ci co chodzą do kościoła". Chciałabym zobaczyć z jaką on miną będzie opuszczał kino...
Uważam , że ten film jest bardzo potrzebny , nie można myśleć,że wszyscy ludzie przyjmą bezkrytycznie cokolwiek proboszcz rozkaże.
Piękni i Młodzi w Reykjaviku
Mało się u nas dzieje , zwłaszcza tu ponad 100km od Reykjaviku. Dlatego nasze zainteresowanie budzi każde wydarzenie w stolicy. Występ zespołu Piękni i Młodzi był reklamowany jeszcze przed wakacjami. Wczoraj przypomnieliśmy sobie o tym i postanowiliśmy poszukać biletów. Szybciutko znalazłam informacje i przyznam ,że udało się organizatorom wydarzenia zaskoczyć mnie swoją pomysłowością. Zespół ma wystąpić w klubie Spot, bilety kosztują 7500 ISK czyli 233zł (kurs ze strony Landsbankinn TU ) ale to jeszcze mało. Rezerwacja stolika to 10000 ISK - 311 zł ale najlepsza informacja na koniec 1 litr wódki + napój 35000ISK a to 1088 zł.
Chciałam pojechać na występ Pięknych i Młodych nie dlatego,że jestem ich fanką, to nie BOYS TU żeby śpiewać prawie każdą piosenkę , z trudem udało mi się męża nakłonić do udziału w takim wydarzeniu a tu okazuje się ,że bilety droższe niż na Kabaret Moralnego Niepokoju TU.
Ja nie chciałam siadać przy stoliku , nigdy też nie piję na koncertach więc nie obchodzi mnie cena wódki, chciałam tylko pobawić się jak na BOYS czy Lady Pank . Dla fajnego wieczoru warto wybrać się na tak daleką wyprawę ale ten akurat zespół nie budzi na tyle silnych emocji żeby chciało mi się w listopadowy wieczór wlec do stolicy do jakiegoś klubu zamiast na na zwyczajny koncert.
Od dawna już nie przeliczam wszystkiego na ceny w Polsce , ale zapłacić więcej za Pięknych i Młodych niż za Kabaret Moralnego Niepokoju to już przesada.
Chciałam pojechać na występ Pięknych i Młodych nie dlatego,że jestem ich fanką, to nie BOYS TU żeby śpiewać prawie każdą piosenkę , z trudem udało mi się męża nakłonić do udziału w takim wydarzeniu a tu okazuje się ,że bilety droższe niż na Kabaret Moralnego Niepokoju TU.
Ja nie chciałam siadać przy stoliku , nigdy też nie piję na koncertach więc nie obchodzi mnie cena wódki, chciałam tylko pobawić się jak na BOYS czy Lady Pank . Dla fajnego wieczoru warto wybrać się na tak daleką wyprawę ale ten akurat zespół nie budzi na tyle silnych emocji żeby chciało mi się w listopadowy wieczór wlec do stolicy do jakiegoś klubu zamiast na na zwyczajny koncert.
Od dawna już nie przeliczam wszystkiego na ceny w Polsce , ale zapłacić więcej za Pięknych i Młodych niż za Kabaret Moralnego Niepokoju to już przesada.
poniedziałek, 8 października 2018
Nalewka świąteczna : ŚWIĄTECZNY HIT
Trzy miesiące przed świętami zaczynamy oczywiście myśleć o świętach. W sklepach pojawiają się świąteczne ozdoby a na forach świąteczne przepisy. Podczas poszukiwania przepisów na ciasta trafiłam na nalewkę świąteczną. Przejrzałam szafkę z zapasami i okazało się, że wszystko jest oprócz pomarańczy. Dokupiliśmy pomarańczki i mocny alkohol i już wieczorem słoik z nalewką był gotowy. Dodałam więcej pomarańczy niż w przepisie ,ponieważ bardzo je lubię . Na drugi dzień przeczytałam przepis jeszcze raz i okazało się, że zapomniałam o miodku. Słoik z nalewką wrócił do poprawki i wtedy mój ślubny nadał nalewce nową nazwę: ŚWIĄTECZNY HIT ! Jak nie spróbować miksturki , która już uzyskała piękny harbaciany kolor? Spróbował i pisnął :" to będzie hit". Powinna leżakować co najmniej 10 tygodni, tymczasem już na drugi dzień smakuje całkiem nieźle, aż się boję co to będzie za te kilka tygodni. Jeśli zachęciłam do wypróbowania przepisu zamieszczam go poniżej oraz zdjęcie naszego magicznego słoiczka :
200g suszone figi
200g suszone śliwki
150g żurawina suszona
100g suszone daktyle
100g suszone morele
100g rodzynki
100g przechy włoskie łuskane
50 g imbir kandyzowany (pominęłam )
200g miód
5-7 sztuk goździki
3 sztuki laska cynamonu
1 i 1/2 litra wódki 40 %
2 sztuki pomarańczy
200g suszone figi
200g suszone śliwki
150g żurawina suszona
100g suszone daktyle
100g suszone morele
100g rodzynki
100g przechy włoskie łuskane
50 g imbir kandyzowany (pominęłam )
200g miód
5-7 sztuk goździki
3 sztuki laska cynamonu
1 i 1/2 litra wódki 40 %
2 sztuki pomarańczy
niedziela, 12 sierpnia 2018
docenić emigrację
Od dawna wiedzieliśmy ,że rodzina wyjeżdża do Polski . Dzisiaj był ostatni dzień w przedszkolu pięcioletniej dziewczynki, która przyjechała tu jako roczne dziecko. Cały jej świat to Islandia. Spakowałyśmy w kilka worków wszystkie prace dziecka, wszystkie zdjęcia , ubranka... Mama przyszła po nią wcześniej żeby mieć czas na pożegnanie... Nie płakałam dużo przy nich, łzy zaczęły się kilka minut później w drodze do domu . Nie wiem czy bardziej z żalu z powodu pożegnania czy bardziej nad naszym emigranckim losem...
W poniedziałek ( dzisiaj jest piątek) był pierwszy dzień ciepła w tym roku. Chociaż to już czerwiec wyjątkowo w tym roku zimno i paskudnie było cały czas do tej pory. Pierwszy dzień tego ciepła skutkuje tym ,że nasiąknięte wilgocią ziemia i kamienie zaczynają parować, wytwarzają mgłę i zasłaniają słońce, kiedy słońce znika za mgłą robi się znowu zimno. Na podwórko wychodzimy niezależnie od pogody, nie wiem co musiałoby się stać,żeby tutejsze przedszkolaki nie wyszły o wyznaczonej porze na podwórko. Wystarczy,że mają odpowiednie do pogody ubranko. Mgła w żaden sposób nie przeszkadza, ale zdecydowałam się założyć ten sam kombinezon, który noszę od września i przez całą zimę. Nie ja jedna, niektóre Islandzkie Panie również założyły ten wielosezonowy ciuch. To taki nieprzemakalny , ocieplany kombinezon. Podeszła do mnie jedna z koleżanek, tej było ciepło więc wyszła w zwykłej kurtce i zapytała czy mi zimno. Wietrzyłam podstęp od razu ale dałam się wciągnąć jak po maśle. Odpowiedziałam,że owszem zimno.
I usłyszałam pytanie TO DLACZEGO TU JESTEŚ ? JEDŹ DO POLSKI. Mówię,że nie pojadę bo TU mam dom. Dalej drążyła, że skoro mi tu źle to niech się zbieram jak inni i wskazała dziecko zaczynające swój ostatni tydzień w tym przedszkolu. Tłumaczę,że nie jest to tak łatwe , bo zbyt długo dawałam szansę jej krajowi , teraz moje dzieci muszą dokończyć szkoły średnie. - Dlaczego TU przyjechałam? - nie dawała za wygraną. Zapytałam czy to źle szukać lepszego życia? Wiele osób szuka lepszego świata a potem okazuje się ,że nowe miejsce nie spełnia oczekiwań. JAK CI SIĘ NIE PODOBA TO JEDŹ mówi moja koleżanka a ja na to czy kiedykolwiek słyszała żebym narzekała? Zapytała czy mi jest zimno, odpowiedziałam,że owszem zimno tak samo jak i innym paniom , które tego dnia również wybrały zimowy kombinezon.Obiektywnie 5 stopni w cieniu to zimno, niezależnie od tego czy akurat jest styczeń czy czerwiec. Pyta mnie dalej czy zamierzam wrócić do Polski. Oczywiście ,że mam taki zamiar. Myślę po Polsku więc powinnam żyć w Polsce. Takie jest moje zdanie , chociaż szanuję zdanie tych , którzy są tu szczęśliwi, dla których emigracja jest spełnieniem marzeń. Znam ludzi, którzy mówią,że przyjechali tu turystycznie ,zachwycili się i przyjechali z cała rodziną. Dla takich ludzi jest emigracja, oni mogą realizować swoje plany nie obciążeni tęsknotą i marzeniami o połączeniu niemożliwego. Koleżanka wysłuchała moich argumentów i złagodniała. Opowiedziała o swojej kuzynce, która po 16 latach życia w Szwecji wróciła do Islandii i o jeszcze jakichś znajomych w podobnej sytuacji. Czyli i oni mają ludzi poszukujących lepszego życia, co oczywiście nie było odkryciem w tym momencie. Problem w tym,że emigracja jest dla tych , którzy jej chcą , a nie dla takich jak my , którzy odliczają lata do emerytury, żeby wrócić do siebie. Tylko,że teraz już cząstka tego "siebie " zostanie w tym zimnym kraju. Mamy dom, jakiś samochód (od nowości, w Polsce nawet nigdy nie weszłam do salonu z nowymi autami) i ten komfort ,że możemy kupić to czego potrzebujemy. Nie chwalę się , nie o to chodzi. To nic nadzwyczajnego mieć gdzie mieszkać i co do garnka włożyć. Ciężko na to pracujemy. Tylko,że w Polsce musieliśmy decydować które rachunki pierwsze zapłacić a teraz zastanawiam się gdzie pojechać na wakacje. I to dlatego tu jesteśmy pomimo tęsknoty.
Zawsze będzie ktoś komu nie podoba się nasza obecność w jego kraju, zawsze będzie na tyle bezczelny żeby zadawać wprost , bez ogródek takie pytania.
Na koniec jeszcze krótko : mój mąż malował pokój, dlatego nie wisi jeszcze firanka w oknie. a ponieważ jest polarny dzień to pomimo godziny 23.09 doskonale widać przez okno. Widać coś co ludzie chcą oglądać za absurdalne pieniądze i co roku przyjeżdża coraz więcej osób żeby sobie popatrzeć . Snaefellsjokull lodowiec, od którego nazwę nosi nasza gmina i cały półwysep. Zobacz, mówi mój ślubny, zobacz co mamy za oknem i tego nie doceniamy...
W poniedziałek ( dzisiaj jest piątek) był pierwszy dzień ciepła w tym roku. Chociaż to już czerwiec wyjątkowo w tym roku zimno i paskudnie było cały czas do tej pory. Pierwszy dzień tego ciepła skutkuje tym ,że nasiąknięte wilgocią ziemia i kamienie zaczynają parować, wytwarzają mgłę i zasłaniają słońce, kiedy słońce znika za mgłą robi się znowu zimno. Na podwórko wychodzimy niezależnie od pogody, nie wiem co musiałoby się stać,żeby tutejsze przedszkolaki nie wyszły o wyznaczonej porze na podwórko. Wystarczy,że mają odpowiednie do pogody ubranko. Mgła w żaden sposób nie przeszkadza, ale zdecydowałam się założyć ten sam kombinezon, który noszę od września i przez całą zimę. Nie ja jedna, niektóre Islandzkie Panie również założyły ten wielosezonowy ciuch. To taki nieprzemakalny , ocieplany kombinezon. Podeszła do mnie jedna z koleżanek, tej było ciepło więc wyszła w zwykłej kurtce i zapytała czy mi zimno. Wietrzyłam podstęp od razu ale dałam się wciągnąć jak po maśle. Odpowiedziałam,że owszem zimno.
I usłyszałam pytanie TO DLACZEGO TU JESTEŚ ? JEDŹ DO POLSKI. Mówię,że nie pojadę bo TU mam dom. Dalej drążyła, że skoro mi tu źle to niech się zbieram jak inni i wskazała dziecko zaczynające swój ostatni tydzień w tym przedszkolu. Tłumaczę,że nie jest to tak łatwe , bo zbyt długo dawałam szansę jej krajowi , teraz moje dzieci muszą dokończyć szkoły średnie. - Dlaczego TU przyjechałam? - nie dawała za wygraną. Zapytałam czy to źle szukać lepszego życia? Wiele osób szuka lepszego świata a potem okazuje się ,że nowe miejsce nie spełnia oczekiwań. JAK CI SIĘ NIE PODOBA TO JEDŹ mówi moja koleżanka a ja na to czy kiedykolwiek słyszała żebym narzekała? Zapytała czy mi jest zimno, odpowiedziałam,że owszem zimno tak samo jak i innym paniom , które tego dnia również wybrały zimowy kombinezon.Obiektywnie 5 stopni w cieniu to zimno, niezależnie od tego czy akurat jest styczeń czy czerwiec. Pyta mnie dalej czy zamierzam wrócić do Polski. Oczywiście ,że mam taki zamiar. Myślę po Polsku więc powinnam żyć w Polsce. Takie jest moje zdanie , chociaż szanuję zdanie tych , którzy są tu szczęśliwi, dla których emigracja jest spełnieniem marzeń. Znam ludzi, którzy mówią,że przyjechali tu turystycznie ,zachwycili się i przyjechali z cała rodziną. Dla takich ludzi jest emigracja, oni mogą realizować swoje plany nie obciążeni tęsknotą i marzeniami o połączeniu niemożliwego. Koleżanka wysłuchała moich argumentów i złagodniała. Opowiedziała o swojej kuzynce, która po 16 latach życia w Szwecji wróciła do Islandii i o jeszcze jakichś znajomych w podobnej sytuacji. Czyli i oni mają ludzi poszukujących lepszego życia, co oczywiście nie było odkryciem w tym momencie. Problem w tym,że emigracja jest dla tych , którzy jej chcą , a nie dla takich jak my , którzy odliczają lata do emerytury, żeby wrócić do siebie. Tylko,że teraz już cząstka tego "siebie " zostanie w tym zimnym kraju. Mamy dom, jakiś samochód (od nowości, w Polsce nawet nigdy nie weszłam do salonu z nowymi autami) i ten komfort ,że możemy kupić to czego potrzebujemy. Nie chwalę się , nie o to chodzi. To nic nadzwyczajnego mieć gdzie mieszkać i co do garnka włożyć. Ciężko na to pracujemy. Tylko,że w Polsce musieliśmy decydować które rachunki pierwsze zapłacić a teraz zastanawiam się gdzie pojechać na wakacje. I to dlatego tu jesteśmy pomimo tęsknoty.
Zawsze będzie ktoś komu nie podoba się nasza obecność w jego kraju, zawsze będzie na tyle bezczelny żeby zadawać wprost , bez ogródek takie pytania.
Na koniec jeszcze krótko : mój mąż malował pokój, dlatego nie wisi jeszcze firanka w oknie. a ponieważ jest polarny dzień to pomimo godziny 23.09 doskonale widać przez okno. Widać coś co ludzie chcą oglądać za absurdalne pieniądze i co roku przyjeżdża coraz więcej osób żeby sobie popatrzeć . Snaefellsjokull lodowiec, od którego nazwę nosi nasza gmina i cały półwysep. Zobacz, mówi mój ślubny, zobacz co mamy za oknem i tego nie doceniamy...
Subskrybuj:
Posty (Atom)